realistyczne planowanie debiutu w IM
Pytania na/po konferencji
Pokaż wszystkie

scena to scena ;) nie ma znaczenia kto jest audytorium

Mamy końcówkę lat 90-tych. Jestem świeżo po ONZ-owskim kursie na trenera. Wtedy wszyscy wiedzieli, że to taka „fashion name” dawnego szkoleniowca. Pracuję w administracji samorządowej, ale ciągnie mnie już na salę szkoleniową. I choć mam już po dziurki w nosie szkoleń „miękkich” z asertywności, obsługi klienta czy komunikacji, to nie czuję się na siłach, aby stanąć przed grupą managerów i uczyć ich zarządzania ludźmi. Poza obawą przed pytaniem: „a skąd to wiesz” (które w końcu kiedyś tam padło i zmieniło moje życie), po prostu boję się ludzi, którzy są bardziej ode mnie doświadczeni. W końcu jestem tylko gadżetem – czyli na szkoleniach jestem od podawania mazaków i przewracania kartek od flipczarta. Aż w końcu następuje ten moment, kiedy Heniu Puszcz (ten bardziej doświadczony trener) „wypuszcza” mnie na samodzielne zadanie na sali. Przed taką właśnie doświadczoną grupą. Mówię o modelu Thomasa – Killmana o rozwiazywaniu sporów. Czuję, że przy opisywaniu konfrontacji mój głos zanika, przy kompromisie, jestem już połową ciała schowany za flipczartem, a przy dostosowaniu jedną nogą poza salą. A do omówienia jeszcze unik i współpraca. Tragedia.

I wtedy, po obejrzeniu mojego zanikającego wystąpienia, na przerwie, Heniu udziela mi rady, która towarzyszyć mi pewnie będzie do końca życia. I jest to rada, z którą chciałbym się dzisiaj z Państwem podzielić.

Zanim jednak to, to list od Padawanki:

Myślałam sobie ostatnio nad tym, co mi się przydarzyło w Gdyni na sprincie – a przydarzyło się bardzo trudne pływanie… Fale były (dla mnie) ogromne, nigdy wcześniej nie wchodziłam nawet do takiej wody, a co tu dopiero płynąć w niej! Bałam się bardzo, a w trakcie musiałam kilka razy się zatrzymać, żeby uspokoić oddech – serce waliło mi jak szalone! W trakcie pływania oberwałam dodatkowo od kogoś płynącego żabką (pewnie i tak szybciej niż ja:)) i zgubiłam przez to jedną soczewkę (noga zdarła mi okulary i wlała mi się do nich woda, wymywając pewnie soczewkę z jednego oka :)). Nie wiem czy to błędnik zwariował, czy coś innego – ale nie mogłam się w tym całym kołysaniu uspokoić. Byłam bardzo blisko zrezygnowania… Jakoś się jednak udało, a na rowerze (niewidoma na jedno oko, w strugach deszczu) powoli dochodziłam do siebie. Została mi po tym jakaś taka trudna relacja z pływaniem, więc co zrobiłam? Zapisałam się na trzy weekendowe obozy pływackie: w październiku, listopadzie i grudniu – żeby w trakcie tych bardzo intensywnych szkoleń zmierzyć się z pływaniem. Oczywiście oprócz tych wyjazdów również pływam, ale właśnie… dorzuciłam sobie dodatkowy bodziec, żeby jakoś tak odczarować te kiepskie wspomnienia z Gdyni. Dowiedziałam się przy okazji że nie lubię pływać w grupie, i to nie dlatego, że prawie zawsze jestem najwolniejsza…:)  Jakie masz sposoby na radzenie sobie z tymi mniej lub bardziej trudnymi oświadczeniami? Kiedyś unikałabym ich jak ognia – ale w ten sposób wcześniej doprowadziłam się do poważnej choroby. Teraz, choć oczywiście tutaj kaliber jest dużo DUŻO mniejszy, próbuje terapii szokowej – pływam więcej!!  Miałeś kiedykolwiek podobne doświadczenia – mniej lub bardziej trudne – i jak pokonałeś swój własny opór/ dyskomfort/ strach etc.?

 

Odpowiedziałem cytując Henia właśnie. Powiedział on mianowicie, że jak wychodzi się przed ludzi, kiedy to ci siedzący bezpiecznie za stołami, managerowie, patrzący na Ciebie z powątpiewaniem i z komunikatem w oczach: „co ty smyku możesz nas nauczyć” – a ty stojący przed nimi niby w garniturze, ale jakby nagi – to jeden z pierwotnych strachów. I nic dziwnego, że czujesz, jak jakaś niewidzialna ręka łapie cię wtedy za tył garniaka, czy tam koszuli i odciąga od nich na bezpieczną odległość. Albo chowa za flipczart, a czasami nawet całkowicie „ściąga ze sceny”. I jest tylko jeden sposób, aby ten strach przewalczyć. Zrobić krok do przodu. W ich stronę*.

Ten „krok do przodu” tak mi zapadł w pamięć, że towarzyszy mi za każdym razem, już nie tylko po tych 20 latach na sali szkoleniowej, ale za każdym razem kiedy stoję przed wyzwaniem, które mnie paraliżuje. Więc jak Padawanka napisała takiego (przepięknego) maila, to moja odpowiedź mogła być tylko jedna (poza zacytowaniem historii z rekomendacją Henia). Zarekomendowałem, aby na każdym z tych 3 obozów, poprosiła trenerów, aby na koniec zajęć wszyscy uczestnicy zaczęli się ścigać na 10/15/25m. Ale żeby wystartowali z jednego toru 😉

Widzisz wyzwanie – nie uciekaj – zrób krok do przodu to jest od 20 paru lat  #mkonway

Dzięki Heniu!

* Jak uczestniczyłem w podyplomowym studium na Wydziale Teatrologii, to reżyser też mówił o przełamywaniu tremy. Albo poprzez zaciskanie pośladków, albo poprzez naprężanie mięśni czworogłowych. Dzięki temu nie trzęsą się kolana. Raz na konferencji próbowałem połączyć dwie metody. Niestety od tamtej pory uświadamiam sobie, że aby skutecznie robić krok do przodu to jednak pośladki trzeba rozluźnić 😉

Komentarze są wyłączone.