takie rzeczy tylko w Klubie
jak oswoić hotel z trenażerem?
Pokaż wszystkie

Dawno nie miałem takiej nerwowej i niespokojnej nocy. Wczorajszy popołudniowy sms od Prezesa o treści: „MKON jutro o 6.30 startujemy ze stacji benzynowej na rower. Będzie zarząd i Działacz Dubaj!” usztywnił mnie do tego stopnia, że obudziłem się o 5:50 bez zegarka. Dodatkowym stresem był kolejny sms informujący mnie o koniecznych zakupach po drodze, ilościach przerw na selfie i dokumentację treningu oraz rozmowy motywacyjne.

sms od Prezesa zawsze stawiają na nogi

 

Na moje pytanie dlaczego tak wcześnie, usłyszałem: „musisz ćwiczyć wczesne kręcenie, IRONMAN zaczyna się zwykle o 7 rano”. Na moją wątpliwość, że w tym roku nie startuję w IRONMANIE usłyszałem: „ale ja startuję” J

Dojazd na stację zajął mi tradycyjnie 30’ i od razu zostałem zaatakowany przez Działacza Dubaja pytaniem „czy na Orlenie (gdzie się umówiliśmy) mają dobrą kawę?” Już miałem lecieć ale zobaczyłem dyskretny ruch głową Prezesa wyraźnie sugerujący, ze jemu kawy się nie chce. A może to po prostu jakaś walka na górze?

Panowie z władz (mimo, że było tylko 6 stopni) stawili się w krótkich spodniach. Na moje pytanie dlaczego Prezes nie założył długich spodni uzyskałem odpowiedź: „MKON, będę depilował nogi pędem”. Pędem czego? Sosny? „Pędem powietrza” – powiedział Prezes. „Zaplanowałem szybkie prędkości zwane potocznie zaciągami. Spodziewaj się ciężkiego treningu”.

Lekko przerażony ruszyłem pierwszy. Ponieważ jechałem czasowym argonem (ciągle wjeżdżam się w obniżoną pozycję) mniej więcej po dwóch zakrętach i dwóch lekkich podjazdach zauważyłem, że nie ma, ani Prezesa, ani Siefoł, ani kolegi Dubaja. Okazało się, że Prezesowi ktoś majstrował przy zegarku i ustawił ogranicznik mocy w Feniksie i nie mógł rozwijać dowolnej prędkości. Nie wiem jak sobie Panowie z tym poradzili, bo na feniksach to ja się nie znam, wiem natomiast dlaczego w pewnym momencie dołączyło do nas dwóch innych kolarzy: Marcin i Krzysztof.

Okazało się bowiem, że Krzysztof został zamówiony przez Prezesa, aby zbierać na klatę wszystkie muchy (z tego powodu założył o 2 numery za dużą wiatrówkę i jechał jako pierwszy) natomiast Marcin, który reprezentuje służby mundurowe jechał jako ostatni. Wiadomo – obstawa. Ja dostałem zadanie typu „herold”: miałem jechać swoim tempem i oznajmiać mieszkańcom o nadjeżdżającym Majestacie. Swoją drogą, jak widać na filmiku poniżej, ustalona w statucie hierarchia obowiązuje również podczas jazd grupowych. Czyli najpierw jedzie Prezes (o pomocnikach nie wspominam), potem Siefoł (czyli reszta Zarządu), a na końcu jest miejsce dla Działaczy. W tym wypadku był to kolega Dubaj. Nie wiem tylko czy czasami nie jest to tak jak jednym zdjęciu Stalina – że ten co ostatni to do odcięcia ze zdjęcia…

 

Prezio, Siefoł i Działacz (pewnie do odcięcia)

 

Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że „Majestat” chyba jednak nie poradził sobie z ograniczeniem prędkości w feniksie i jechał swoim tempem. Po 65 km zdecydowałem się więc zawrócić, bo niepokoił mnie nie tylko brak grupy na horyzoncie za mną, ale przede wszystkim martwiłem się czy Siefoł nie padł z wycieńczenia. Okazało się bowiem, że do jego nowego roweru nie pasuje bidon jaki ma ze starego. Po pewnym czasie zobaczyłem nadjeżdżającą grupę (w stałym szyku). Zdziwiłem się, że mimo zakupu nowej czasówki Siefoł jedzie ciągle w pozycji szosowej. Na moje pytanie dlaczego tak robi odpowiedział: „MKON nie po to kupowałem za klubowe najszybszą aerodynamiczną ramę, żeby teraz męczyć plecy leżąc na aero barach”. Czyżby Siefoł kupił drugiego Argona 119+ do Klubu?

Nie zdążyłem zobaczyć, bo w tym momencie otrzymałem polecenie od Prezesa: „MKON, ćwiczymy.  Ty zaciągi a ja splendor. Przyhamuj, potem nas dogoń i jak będziesz nas mijał kibicuj mi, bo muszę poćwiczyć jechanie w szpalerze kibiców”. Tak też się stało. Jak możecie usłyszeć na filmiku zaciągi kosztowały mnie tyle, że musiałem niestety zrezygnować z dalszej jazdy z grupą. Zawróciłem i swoim tempem wróciłem do domu. Grupa, z Prezesem na czele skręcała w kierunku najbliższej stacji Orlen. Słyszałem jak mówią do siebie: espresso, kawka, pauza. Znaczy Prezes szykował jakiś odcinek tempowy o dziwnie brzmiącej nazwie.

 

 

 

Ja szczęśliwie dotłukłem się do domu i po zjedzeniu śniadania usłyszałem od Działaczki Rokickiej: „pojeździłabym na rowerze ale tak wieje, że potrzebuję jechać na kole. Ubieraj się Marcin – pójdziemy na lekką stówkę”…

Ciężkie jest życie zawodnika w Klubie Sportowym NIEMANIEMOGĘ…

 

Komentarze są wyłączone.