Natchniony przez Jacka Nowakowskiego z SAE, doszedłem do wniosku, że moim sponsorom należy się podsumowanie startu. Żeby wiedzieli, ze sprzęt i pomoc jaką od nich otrzymuję nie idzie w gwizdek, ale realnie z niej korzystam. Pozwolę więc sobie, w tym przedostatnim jak się zapowiada sezonie tri, zamęczyć Państwa tym co przed, na, i po zawodach.
Wyszliśmy z Trenerem Kowalskim z założenia, że start w Olsztynie będzie startem w pełni treningowym. Zaledwie miesiąc trenowania tri, miesiąc i 10 dni po maratonie. Nie ma co się nastawiać a raczej sprawdzić formę „as is”. Jednocześnie każdy z odcinków miał być w założeniu przeleciany na 100%. Nie zakładaliśmy ani czasu, ani miejsca. Jak wyglądały perspektywy? Nie ukrywam, że miałem raczej optymistyczne podejście. Wprawdzie dopiero od miesiąca roweruję i pływam ale:
No i waga, która jakoś ciągle, chyba siłą inetrcji oscyluje między 69-71. Wmuszam w siebie batony competition i żele one hand, tak aby ciągle być naładowany (założenie w tym „treningu jelita”) to trzymać się zasady 300kcal/h wysiłku. To sporo. Ale czasami dopycham się kanapką czy herbatnikami swojskiej roboty.
Część pływacką wystartowałem zgodnie z założeniami mocno łapiąc się przy pierwszej boi nawrotowej grupy, która płynęła lekko powyżej mojego komfortowego tempa, przez co na wyjściu z wody miałem lekko umęczone ręce i nogi. Ale jak zobaczyłem jak blisko jest czołówka, to starałem się za wszelką cenę trzymać, albo może napiszę inaczej, zbyt daleko nie odstawać „od nóg” moich konkurentów. Dobra widoczność w wodzie, którą zapewniały otrzymane okularki niewątpliwe w tym pomagała. Tak jak zgłaszałem już Maćkowi Żywkowi – anti fog w nich jest wyjątkowo trwały gdyż ostatnie 2 tygodnie stosowania – one ciągle nie parują. Najbardziej jednak zachwycony jestem komentarzem, że pianka wydaje się na mnie lekko przyduża – znaczy wagę trzymam.
Mocny dobieg do strefy zmian, dość sprawna zmiana (ca 30 w stawce) i mogłem rozpocząć część rowerową. Ciekaw byłem zachwalanych przez Wahoo automatycznych zmian dyscyplin w zegarku RIVALi przyznaję, że zadziałały bez zarzutu. Oczywiście serce mi drżało, ale 3 razy przeczytałem artykuł o tym na stronie ElKapitano. Zanim wsunąłem stopy w ulubione buty LAKE (stosuję ten model z powodzeniem od 2014r) z odkręcaną piętą zegarek już pokazywał mi „cycling”, automatycznie łącząc się z pomiarem mocy w pedałach FAVERO. Zmiany ćwiczyłem u siebie pod domem, dzień przed startem. Jeden jedyny błąd jaki popełniłem, to ćwiczenie ich na suchej nodze. Przez co podczas wyścigu, miałem z zakładaniem butów lekki kłopot, ale do opanowania. Mimo, że starałem się maksymalnie często jechać w pozycji „shrug” to jednak miałem poczucie, że dwie pierwsze pętle to trochę za szybka jazda. Cel jaki dostałem od trenera to 320 watt, a BOLT ledwie wskazywał średnią odcinka w okolicach 300. Nie przejmowałęm się tym, bo na treningach na trenażerze robię sobie midfucka, polegającego na tym, ze BOLT (na którego patrzę) wskazuje niższe waty (z trenażera KICKR), a zegarek, który raportuje do TP wyższe (bo z pedałów). Zwykle różnica to ok 10w. Wiec jak tylko nie mam już siły na akcencie i spada mi motywacja wraz ze spadającymi watami, to wystarczy look na zegarek i od razu człowiek szczęśliwy, bo jednak trzyma się założeń.
Na 3 pętli przestałem jednak cisnąć, bo zarówno nogi piekły, jak również na powrocie trochę brakowało przełożeń, a nie chciałem kręcić kadencji ponad 100. Chciałem też mniej więcej świeży zejść na bieg. I tak się też stało. Świadomie dałem się wyprzedzić Pawłowi Reszke i Krzysztofowi Spyrze (znaczy nie oddawałem, ja mnie wyprzedzali) i od ostatniego nawrotu wizualizowałem zejście z roweru oraz T2. Plan na bieg miałem prosty. Dobrze zmienić buty (zakładając skarpetki) i pocisnąć co najmniej po 3:35/km. Ostatecznie wyszło 3:36/km, co i tak daje najszybsze bieganie w stawce. Biegłem w skarpetkach NB i butach Team Elite, w których biegłem maraton. Jedyne co zmieniłem to zamieniłem sznurówki na sznurówko-gumki Huub’a. Podobnie jak zmiana swim/bike, również zmiana bike/run zadziałała automatycznie. Petarda to jest. I co najważniejsze, zegarek uruchomił się na bieg w takim set upie tarczy, jakiej używam na treningu.
Tak jak odkryciem zawodów jest automatyczny multisport w RIVAL’u, tak również fajnym updgrade zawodów okazał się head band, który cudnie zabezpiecza okulary Oakley PRISM przed zalewaniem wodą (oczywiście piszę o części biegowej). Jestem ciekaw jak się on sprawdzi w lekko cieplejsze dni niż wczoraj.
Na rowerze wypiłem 2 bidony ISOCARB 2:1 oraz 2 żele typu concentrat. Jeden „one hand” wziąłem na część biegową, ale niestety wypadł mi ze spodenek retro 😊
Podsumowując występ: pływanie bardzo dobre, rower do dużej poprawy, bieganie średnie, bo marzyło mi się 3:30/km. Ale to dopiero pierwszy miesiąc treningu. Następny start to Challenge Gdańsk i dystans średni – czyli 70,3 IM. Tam będzie większy czelendż. Wygrać z Klubową Sztafetą Działaczy i Szwagrów
Czuję dzisiaj spore zmęczenie. Dostałem tradycyjne poniedziałkowe wolne, idę na masaż, jestem już po ważniejszej części pracy, bo dzień zacząłem od szkolenia managerów w Australii (a tam popołudnie, jak u nas 6 rano). Jutro regeneracyjny rower i pływanie, a potem… się zobaczy, bo jak to napisał Trener, nie chce mnie docisnąć za mocno, jeśli start A dopiero w październiku
1 Komentarz
Fajny wpis, dużo konkretów. Twój art. pokazuje jak duży wpływ mają detale, które masz dopieszczone i to mocno. Tak w każdym razie mi się wydaje, że to jest to. Ciekawe, czy jakbyś zjadł żela na biegu, który zgubiłeś, to wynik byłby ciut lepszy? Ale tego już się nie dowiemy. Gratki!