Plan był prosty: maraton, a po nim 2-3 tygodnie roztrenowania. I to takiego totalnego resetu. Cel podstawowy: nabrać głodu treningowego, wyleczyć co jest do wyleczenia. Cel pośredni – złapać 1-2 kg. Choć to może nie cel ale efekt uboczny.
Dopiero po tym czasie zabrać się z powrotem do treningu. Ale życie – jak to życie – potrafi zaskoczyć nawet najlepiej planujących. Piszę te słowa w 17 dniu po maratonie więc kiedy roztrenowanie właściwie powinno się już (za)kończyć. Ale piszę te słowa po pierwszym szybszym bieganiu w tym okresie i już wiem, że… nie warto świrować.
Jasne, okoliczności przyrody oraz towarzystwo nie pomagało. Pierwszy tydzień jakoś poszedł – nie robiłem nic. Ale już w czwartek pojawiłem się w Szklarskiej z solidnym postanowieniem, że nic nie będę robił. Ale się nie udało. Jeden rowerek z kolegą, drugi rowerek z kolegą. Jedna górka, druga i trzecia. Przyznaję bez bicia, ciągnęło mnie jak cholera. Wprawdzie Tomek mocno studził zapędy i mówił wyraźnie. Cel na pierwszy tydzień, to 3 dni wolnego (czyli nic nie robimy), a potem maks 5 jednostek treningowych nie dłuższych niż 1h. Przyznaję, udało się – prawie. Te rowery trochę dłuższe były. Na szczęście oglądając koleżanki i kolegów z Trinegry czy NeonTeam nie świrowałem aż tak bardzo (nie mogę powiedzieć, że w ogóle) ale tłumaczyłem sobie to tak: twój start A to nie Sieraków (przełom maja i czerwca) i nie Klagenfurt, czy Roth (lipiec).
Mój start A jest dopiero w październiku.
Ale wicie rozumicie. Już baseny, gdzie Trener Olga wcisnęła mnie w swoją grupę pływacką pokazała, że rozsądek sobie, a ambicja sobie. I zamiast pływać jako ostatni, cisnąłem jako pierwszy.
Swoją drogą, te treningi po raz kolejny pokazały mi wady i zalety pływania w grupie. Super zaletą jest wzajemne nakręcanie się i towarzystwo. Bardzo słabą stroną jest pływanie w nogach. Przecudownie można kantować (przede wszystkim siebie) płynąc jako trzeci czy czwarty. Wystarczyły 2 treningi, żebym zbudował w swojej głowie poczucie, że właściwie nie opłaca się trenować, bo pływam PRAWIE tak samo jak we… wrześniu zeszłego roku. Dlaczego PRAWIE? Bo wystarczyło (wczoraj) pójść samemu na basen i zobaczyłem różnicę 😉 Po 2 tygodniach roztrenowania wybrałem się z 3 kumplami na rower. Nie ściemniam – noga była. Było klasyczne harcowanie: zrywanie, przyspieszanie, urywanie się. Był nawet 1km jazdy na czas (średnia ponad 500wat). Ale jak koledzy (dwaj) odjechali po 50km to pozostałe 40 to już było kręcenie na maksa z fałszywą miną, że jest luz.
Podobnie z dzisiejszym bieganiem. Poza jedną wycieczką biegową z Suchym i Łukaszem Turczyńskim CFO K.S Niemaniemogę (swoją drogą – wystarczy pojechać na obóz i zostaje się funkcyjnym w Klubie) oraz krótkim roztruchtaniem z żoną (Jakuszyce – Szklarska) nie biegałem nic. A dzisiaj na zaproszenie Prezesa wybraliśmy się w czwórkę na godzinne bieganie z krótkim pobudzeniem w trakcie (2km po 4:15). I podobnie jak na niedzielnym rowerze: szarpanie, mocne tempo na początku, gadanie na całego podczas podbiegów, akcent i… na ostatnich 10 minutach zastanawiałem się kiedy w końcu skończy się ten trening. No i ponownie odezwał się paluch.
Nie świruję więc. Swoje trzeba „odcierpieć” i czasami tydzień dłużej siedzenia na dupie pewnie pomoże, a nie zaszkodzi. I mimo tego, że głowa by chciała, to rozsądek ją wstrzymuje. Na szczęście od czasu do czasu wychodzę i dostaję taką lekką fangę w nos – dla otrzeźwienia!
Logistyka też pomaga. 3 tygodnie roztrenowania kończą się „Elementalem” w Olsztynie. Mimo, że kusi, żeby wystartować (no bo chyba jednak będzie duatlon) to jak to napisał Tomek: można, ale po co. Potem od razu myk do samolotu i tydzień szkolę w Dubaju – też tam się nie natrenuję. A w treningowym pajplajnie do końca tygodnia (jest wtorek) 2 pływania, 2 rowery i jedno bieganie. W Dubaju bieganie i rower stacjonarny (chyba, że Mateusz wyciągnie mnie na basen) codziennie po 1 treningu, a od piątku… orka. Co oznacza nie mniej nie więcej, że po powrocie czekam już na pisany w TP plan treningowy, który pewnie zacznie się kiedyś tam, od testu rowerowego 2*10’ (bo bardzo chciałbym zobaczyć na czym stoję).
A jak wygląda road mapa do Hawajów? Otóż wystartuję w 3 zawodach po drodze. Nie będę „bawił się” w krótkie dystanse więc wszystkie 3 starty to 1/2 IM.
Lidzbark Welski, Gdynia, Malbork. Po drodze jeszcze bieganie w sztafecie na 5150 w Warszawie (Maciek Dowbor jedzie i ktoś płynie).
Cel na Lidzbark – zobaczyć jak wyglądam po 2 miesiącach trenowania tri.
Cel na Gdynię – powalczyć w super atmosferze z super rywalami.
Cel na Malbork – zostać MP w swojej kategorii wiekowej i zrobić dobry wynik w okolicach życiówki – ale nie jest ona priorytetem. Będę w końcu w peaku treningu IM, a on lekko różni się przecież od treningu do połówki.
Liczę na to, że układ oddechowo – krążeniowy mam rozbuchany więc wystarczy dołożyć trochę pracy na rowerze i w brrr. basenie 😉 a 9:15 się na Hawajach jakoś zrobi. Dlaczego 9:15? Zobaczcie wyniki M45 z 2016 J
P.S Bardzo dziękuję Marcinowi Waniewskiemu oraz organizatorom Triathlon Malbork, Marcinowi Dybukowi i Adamowi Greczyło – organizatorom Energy Triatlon Lidzbark Welski za zaproszenie do startu w ich imprezach. New Balance Polska dziękuję za możliwość reprezentowania ich jako ambasador podczas Ironman Gdynia (obiecuję nie dać plamy).
#MKONa2017 i mimo, że jestem w środku roztrenowania: alleluja i do przodu albo jak kto woli – OGIEŃ Z DUPY!
Przypominam, że w drodze po dobry wynik na Hawajach wspierają mnie: House of Skills, SAE, Triathlon Energy, New Balance Polska, WERTYKAL, ENERVIT Polska, Artneo oraz Huub Polska aka Tripower!
6 Komentarze
Jak zwykle fajnie się czyta i przede wszystkim ,,wynisi”… Mówią, że człowiek całe życie się uczy a i tak umiera głupi… pewnie to samo można przełożyć na ambitnych sportowców 😜
zawsze jak pisze do mnie basen.szef to jakoś tak łechce moje ego 😉
Roztrenowanie…. Po Orlenie mój organizm też zluzował, 5 dni antybiotyk, L4 i siedzenie na tyłku w domu. Po zwolnieniu delikatny rozruch – bieg 5km@5:20 i średnie tętno 80% szok, pływanie lepiej nie mówić, w niedzielę zrobiłem 9km po 5:36 i tętno znów 80%, wydolność fantastyczna 😐 Wczoraj dzień wolny a dzisiaj gardło zawalone tak samo jak przed antybiotykiem. Zapowiada się 3 tydzień przymusowego luzu. To będzie ciekawy sezon 🙁
Kamil, jak patrzę na to co za oknem to pływanie można między bajki włożyć 😉
Zawsze można popływać nawigując między krą 😉
W Lidzbarku zobaczę czy dołożysz mi godzinkę czy jednak mniej 😉
A w Dubaju takie fajne trasy kolarskie (kólka po pustyni) grzech nie skorzystać 😉