Zostałem poproszony o wyrażenie opinii w poniższej kwestii:
„Siema MKON, nie znalazłam u Ciebie na niemaniemoge.pl felietonu na temat oszukiwania na treningach, więc piszę, bo jak zwykle interesuje mnie, co Twoja mądra głowa na to? Temat akurat w naszej crossfitowej społeczności (ale myślę, że dotyczy to każdej dziedziny sportu) ciągnie się odkąd trenuję, padają teksty w stylu: jak ktoś oszukuje, to oszukuje siebie, że to jego sprawa, że to słabe, bywały też hejty w tym temacie, bywało nawet zwracanie uwagi, gównoburze itp.
Nie od dzisiaj wiadomo, że jak za przeproszeniem przycinasz w chuja, to efektów nie będzie i ja osobiście miałam na to znieczulicę (na to, że ktoś oszukuje – jego/jej sprawa), ale wczoraj mi się prawie ulało, ale skoro znów nie wiedziałam jak zareagować, więc stałam tylko i liczyłam kolesiowi…
Bo wyobraź sobie, przychodzi (nazwijmy go ROMAN) Roman na trening grupowy, mało tego gość trenuje już kilka miesięcy, może nawet dłużej, a wpycha swoje 4 litery na klasę dla osób nowych, dla BEGINNERSÓW, dla tych którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z crossfitem. I wiadomo, że ten oto delikwent skończy trening pierwszy, bo przecież jest szybszy, zna ruchy, a oni się dopiero uczą i to ich pierwsze kroki…
Ale nie w tym rzecz, przychodzi i OSZUKUJE, w każdej rundzie upierdala kilka powtórzeń… SERIO?
Pomysłów na moje wkurwienie mam kilka, jeden z nich to odpuścić i olać, jak to dotąd robiłam, ale od wczoraj mielę to w głowie, bo ja się na to po prostu nie zgadzam i nie chcę patrzeć na to i znów nie robić nic! Ot co! Co zrobić?”
Odpowiem na to zapytanie dwupoziomowo. W pierwszej części będę się wymądrzał (jak to robię na szkoleniach). W drugiej pokażę, jak ja bym w takiej sytuacji zadziałał.
Otóż, kiedy prowadzimy szkolenia z rozwiązywaniu konfliktów, to zawsze pojawia się część o tym, gdzie w tych wszystkich sytuacjach leży granica lub gdzie ją postawić. Granica między czterema kluczowymi w zdrowym życiu psychicznym postawami. Agresją ulokowaną po jednej stronie spektrum a uległością po drugiej oraz mityczną asertywnością znajdującą się pomiędzy nimi. W zarysowanej przestrzeni funkcjonuje także manipulacja (ja nie ok, ty nie ok).
„Stanowczo, łagodnie, bez lęku” Marii Król-Fijewskiej to chyba najlepsza książka o asertywności. Konkretna, bez upiększaczy. Dowiecie się z niej, że asertywność wcale nie jest idealnym rozwiązaniem, tylko jedną z postaw. A co równie istotne, w zależności od sytuacji jedną z postaw do wyboru. Wszak, kiedy wiem, że mam następnego dnia start, a jestem właśnie w drodze przez ciemny tunel, widząc zmierzających z naprzeciwka trzech szerokich w barach panów, do tego łypiących spod oka i zaciskających pieści, ewidentnie nie dających mi przejść środkiem, to raczej wybiorę uległość (usunę się na bok), a nie asertywność (mam prawo tędy przechodzić), czy tym bardziej agresję (o wy…). Wybór. To jest klucz. Są sytuacje, kiedy naprawdę warto olać (jak koleżanka do tej pory) i są momenty, kiedy mimo wszystko chcesz zareagować (jak koleżanka ma w planach).
Tyle z lekcji teorii, a jak wyglądałoby to w praktyce?
Z uległością wiadomo jak jest: zauważyłem, ale olewam. Ma to oczywiście swój koszt, który jest wpisany w tę postawę.
Agresja (tutaj przecudowna paleta zachowań). Zaczynając od wersji passive, czyli dla przykładu zakupienia Panu sztangi ze styropianu i podarowania mu jej, wygłaszając głośny komentarz: „tą jeszcze łatwiej” i, jak gdyby nigdy nic, pozostawienia go samemu sobie. Z myślami i ciężarem. Albo liczenia głośno jego powtórzeń, bijąc mu na koniec brawo. Kreatywność nie zna granic. Z kolei wersja active, to po prostu jebnięcie gościowi z liścia z wykrzyczeniem mu jakim to jest takim i owakim (konieczny komunikat TY).
Asertywność: na pewno zwrócenie uwagi w formie komunikatu Ja, opisującego, co JEGO zachowanie robi Wam. Tyle.
Ponieważ koleżanka pyta o moją opinię brzmi ona tak: ja bym olał. Mam 46 lat, wychowałem 2 niepatologicznych dzieci i czekam na wnuki. Mam w dupie wychowywanie innych. Trenuję dla siebie i naprawdę, jak ktoś robi takie jaja, jak opisany ROMAN, to wzbudza to raczej moją litość, aniżeli potrzebę konfrontacji.
ALE jeśli Roman zrobiłby więcej powtórzeń (oszukanych) niż ja 😉 , to wtedy byśmy inaczej pogadali. Z Romanem…
Ma może ktoś namiary na producenta styropianowych sztang? 😉
4 Komentarze
Brawo. Przy okazji, ot tak sobie, filozoficzny sens życia przedstawiłeś obrazowo, jakby ktoś nie znał lub szukał…
Felieton piekny, tylko jakos „nazwijmy go” zabolalo kapke. A oszustodupka olac…
Roman, ale to nie ja! Jak chcesz mogę dać ci maila do koleżanki, od której maila dostałem – sobie wyjaśnicie 😉
Noooo ja może młodszy i nie wychowałem jeszcze nikogo 😉 ale jednak w tej sytuacji uważam że warto zrobić nie olać. Może nadinterpretuje ale zakładam ze Koleżanka-Autorka jest swego rodzaju instruktorem w tym Crossficie. I tacy powinni swoich wychowanków instruować a o narybek dbać.instruować po pierwsze że jak mierzyć się to w jakiś regułach (z tymi co maja dłuższy staż lub chociaż w kategorii wiekowej). A po drugie że się nie oszukuje. Jednak ci BEGINNERSI przychodzą i patrzą i chłoną. I albo się uczą, że tak można i później kopiują, albo się ucza jakiejś chorej rywalizacji (i najpierw oszustwo w liczbie powtórzeń a jak nie starczy to koks), albo tez rezygnują z zajęć bo czują się do dupy z takim Romanem. I moim zdaniem to nie fair. I tutaj moim zdaniem pomysł ze sztangą jest zajebisty. Choć pewnie bardziej wychowawcze będzie wziąć tego Pana na bok i mu wytłumaczyć czemu to złe i czemu się zwraca uwagę-może zrozumie a może pójdzie gdzieś indziej realizować swoje ambicje kopania słabszych.