Dzielę treningi, które mam robić na ważne i nieważne. Ważne to te akcentowe i te, które mają przygotować mój układ mięśniowo-kostny do długiego wysiłku (np. długie wybiegania, wyjeżdżenia). Są też takie treningi, które… po prostu w planie są. Wszystkie wybiegania o długości 6-12km, jazdy 45’, 45’ trening pływacki (bez akcentu) czy open water. Popelina. Na niektóre nie chce mi się wychodzić. Dlaczego o tym piszę. Bo szczególnie w tym okresie zdarza mi się (9/10 to sytuacje uzgodnione z kowalski.coach) te treningi poprzestawiać. Wiem, że są one w planie, bo są ważne i do czegoś służą. To nie jest tak, że ja nie chcę ich wykonywać. Tylko – podobnie jak Real w meczu z Legią w I połowie – jakoś mam mniejszą motywację.
Z drugiej strony wiem, że układ treningów służy czemuś i większy obraz pokazuje jego logikę. Dlatego rano pływamy, a po południu rowerujemy, albo rano rowerujemy, a po południu biegamy. Życie jednak jest życiem i czasami wyżej tyłka się nie podskoczy. Tomek stosuje zasadę dzień przed akcentem trening z podbiegami. Czy słusznie, czy nie – nie mnie o tym sądzić. Swoją drogą ciekawy artykuł na ten temat przeczytałem dzisiaj u Piotrka Suchenia na blogu. Na mnie na razie ta „logika” działa i nic nie będziemy zmieniać. Ale co w sytuacji, kiedy podbiegów fizycznie nie da się zrobić dzień przed akcentem. Jak chociażby w tym tygodniu. Szkolę od 9 do 17.30 w centrum Gliwic. Orientuję się jakie są możliwości u lokalersów – są słabe. Górek w centrum nie ma, a poza tym mocne zasmogowanie. W hotelu jest wprawdzie minibrowar ale bieżni nie ma. Z kolei szkolenie ważne, więc nie chcę ryzykować szukania fitnessu, tym bardziej, że i tak nie wiedziałbym jak obsłużyć bieżnię, aby stwarzała pozór podbiegu. Oczywiście opcją jest zrobienie tego „po drodze” ale to wydłuży powrót do Olsztyna o 90’ – czyli tak na 2 w nocy. A następnego dnia akcent – szkoda zdrowia. To wszystko obmyślam w niedzielę – czyli na 2 dni przed. I podejmuję decyzję o przesunięciu treningu podbiegowego na dzień przed. Zamieniam dzień z pływaniem i rowerem na rower + podbiegi, a pływanie przesuwam na nieokreśloną przyszłość. Jakoś gdzieś je wepchnę J. Czy tak można? Według mnie w tym okresie można. Pewnie w sezonie i przy bardziej „wypasionych” treningach byłoby to mało logiczne i niespójne z wizją trenerską ale na razie trzeba ciągle szukać kompromisów w trójkącie: rodzina/praca/trening.
Podobnie ma się sprawa z jednym z wyzwań jakie mam w tym roku jako sMentor. Jeden z moich podopiecznych ma permanentny problem z realizacją planu treningowego. Dwójka małych dzieci tego nie ułatwia ale jak sam twierdzi ma ciągle przestrzeń na 12-16h. Więc o co kaman? A to raz goście, raz się nie chce, raz coś innego i tak zamiast 16 wychodzi 6. A jednocześnie mówi mi Kolo, że wystarczy chwilę się poruszać i od razu pobiegnie sub 35’ na 10km. Więc może ten typ (jak to kiedyś Tomek pisał) tak ma. Że nie musi dużo trenować. Ustaliliśmy, że powinien skoncentrować się na treningach jakościowych only. Innych nie robić jeśli nie ma na nie czasu. Ale akcenty są nienegocjowalne. Oczywiście, nie da rady przygotować się tak np. do dystansu długiego czy maratonu. Na szczęście kolega smentoringowy planuje maks ¼ – ½ IM maks.) Czasami jednak po prostu nie da rady zrealizować 100% planu.
Ja np. po godzinie 20 nie zaczynam treningów. No tak już mam. Wiem, że mógłbym ale dla spokoju żonki jak już zajadę wieczorem to wolę posiedzieć i się porodzinować, a nie gnać na trening. Ta zasada wymaga ode mnie jeszcze bardziej efektywnego planowania, gdzie treningi ważne są priorytetami dookoła których powstaje plan dnia. Ale jak coś jest mało ważne, to albo to przesunę albo… wiadomo 🙂
Wtorkowe pływanie wcisnąłem dzisiaj pomiędzy dwa biegania. Ponieważ suma tych 2 treningów biegowych wynosi 16km, to jest to zarówno bezpieczne, jak i chyba nie szkodzące za bardzo myśli trenerskiej, którą Tomek przygotował. Poza tym, każdy jest człowiekiem i nie można robić wszystkiego na 100%. Znaczy można, ale w tym okresie przygotowawczym… come on! 😉
10 Komentarze
Robie jak Mkon:) Informuje zawsze Zbycha. Opiera sie tez na wzajemnym zaufaniu. Nawet jak puszcze info po treningu. Ale fakt, ze taka wolna amerykanke uprawiam tylko o tej porze. Wiosna,latem trzymam sie planu
Chciałbym tak umieć. Jak sobie wpiszę coś w plan, to robię z aptekarską precyzją. Jak nie wyjdzie, to jest mentalna masakra. No bo skoro zapisane, to ma być zrobione… Czasami mnie kusi, żeby w konkretnych tygodniach planu sobie nie pisać, to łatwiej coś odpuścić. 😉
I znów coś wynioslem… 😆 Ten Piotrek Suchenia ciekawe rzeczy pisze. I żeby tradycji stało się zadość- pisz poradnik Mkon!
napisany – w edycji redaktorskiej jest. No i zbieram kaskę na wydanie 😉
A swoją drogą, ciekawy zbieg okoliczności… Ostatni mój wpis na blogu AT dotyczył właśnie zmian w treningach 😗
zgapiam 😉
zważywszy na fakt , że i tak w 99, 9% poważnych zawodów zajmiesz co najwyżej miejsce w jakiejś śmiesznej kategorii tworzonej w odstępach co 5 lat- powiedzmy sześdziesiąte w open i pierwsze w m45- i zostanie to co najwyżej wspomniane na jakiejś równie mało poważnej wamie sport to nie ma o co kopii kruszyć. Takie to ma sens ,że równie dobrze można sobie tuptać fartelek…
śmieszne miejsce w kategorii i 60 open to i tak lepsze niż 1 miejsce na kanapie 😉
o kanapie nikt nie mówił…
Do marsjanina. Za przeproszeniem, bzdury wypisujesz chłopie. Zawsze zastanawiam się czym takie rzeczy (wpisy) są podyktowane? Zawiść, zazdrość… a może po prostu nie kumasz o co w sporcie chodzi, również tym starszym… W odróżnieniu od Ciebie podpiszę się nazwiskiem …