Drugą noga wyjścia z kontuzji jest fizjoterapia. Osoby śledzące mnie, moją przygodę sportową czy blog niemaniemoge, wiedzą doskonale, że bez Daniela Godlewskiego nie było by mnie i moich sukcesów. Uważam, że telefon jakie któregoś dnia otrzymałem: „słuchaj MKON, otwieram praktykę, jak chcesz to zapraszam” był tzw. game changerem. Od tamtej pory (to już kilka ładnych lat) spotykamy się z Danielem regularnie, niezależnie od tego czy boli czy nie. Głęboko wierzę, że fizjoterapia czy nawet zwykła masaże, są jednym z niezbędnych elementów uzupełniających trening. Oczywiście nie po to, aby budować formę. Raczej po to, aby antycypować kontuzje.

Daniel, podobnie jak Artur, już dzień po wypadku zapowiadał co będziemy robić i jak będziemy pracować w procesie przywracania mojej sprawności. Po obejrzeniu wszystkich zdjęć nastąpił telefon do Prezesa, wycena całej strategii rehabilitacyjnej wraz z uzasadnieniem. Dotarłem do tej strategii, a właściwie jej uzasadnienia 😉
- Uraz Mkona, pomimo że dość powszechny wsród kolarzy i rowerzystów, niestety jest urazem wielonarządowym i w najgorszej z możliwych opcji. Tj. złamanie obojczyka z przemieszczeniem jego odłamów (proste złamanie to 4-6 tygodnie leczenia zachowawczego bez ingerencji chirurgicznej i z głowy). Oprócz tego, zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego z zerwaniem więzozrostu. Co samo w sobie jest ciężkim urazem kompleksu barkowego. W konsekwencji blacha na obojczyki i druciana pętla na staw barkowo-obojczykowy. Pęknięte i złamane żebra, z których odłamek jednego przebija płuco powodując odmę. Uraz którego konsekwencją jest długo utrzymujący się ból podczas jakiejkolwiek czynności ruchowej. O kichaniu, kaszlu czy nawet głębszym oddechu nie wspominając. Odma zaś odwleka rozpoczęcie procesu rehabilitacji.
- Proces rehabilitacji, składać się będzie z kilku etapów i mieć będzie na celu przywrócenie możliwie największej sprawności zarówno kompleksu barkowego jaki i mechaniki klatki piersiowej i układu oddechowego. Zaczęliśmy już w szpitalu od prostych ćwiczeń uruchamiających poszczególne ruchy w stawach, napinania izometrycznego mięśni. Obecnie, w domowych już warunkach, mobilizujemy tkanki miękkie, bliznę, która na szczęście dobrze się goi, a często jest dużym problemem w powrocie do pełnej sprawności. Włączyliśmy ćwiczenia wielopłaszczyznowe i systematycznie zwiększamy zakresy ruchomości. Wiele Mkonowych łez wyciska dezaktywacja punktów spustowych na łopatce i pod obojczykiem.
- Przed Marcinem jeszcze zabieg usunięcia zespolenia, walka z ograniczeniem ruchomości w obrębie barku, odbudowa mięśni, praca nad ich koaktywacją i propriocepcją. Żmudne ćwiczenia oddechowe, tysiące powtórzeń prostych i złożonych ruchów które dla zdrowego człowieka są bezsensowne a w przypadku rehabilitacji po takim urazie niezbędne. Może za to oddać się innym aktywnościom ruchowym w formie rekreacyjnej. Tj. spacery z żoną* (bez ograniczeń), domowe porządki, rozważanie nad sensem spraw ważnych. Trzymajcie za nas kciuki a w zasadzie za naszego Prezesa, bo to on musi znaleźć na to fundusze 😉
* opcjonalnie, nie optymalnie 🙂

Jak widać akcent w tej fazie rehabilitacji postawiony jest ilość powtórzeń, a nie zwiększanie obciążeń. Zewsząd (zarówno od zaprzyjaźnionych fejsbookowo ortopedów jak i zawodników, którzy mieli podobne przygody), abym uważał na te druty. Jeden z ortopedów, który „mnie robił” użył takiego argumentu: „jak je wkładałem to jeden mi pękł, proszę być naprawdę ostrożnym”. Na razie wiec uruchamiamy bark w taki sposób, aby nie zrobić tam żadnego bałaganu (nie wychodzę łokciem powyżej barku – i to też tylko ze wsparciem). Wiem, ze nie będziemy używali do ćwiczeń żadnych obciążeń (hantle, guma) dopóki nie będę miał swobodnej ruchomości i znacznie większego zakresu ruchu niż dzisiaj (jest 10 dni po wyjściu ze szpitala). Obecnie ćwiczę 4 razy dziennie i raz spotykam się z Danielem 1:1 na 20’ sesję rozmasowywania oraz zwiększania zakresu ruchu. Jednym z największych wyzwań jakie mam podczas tej sesji, jest wyłączenie obawy, że on mi ten bark wyrwie – tak za niego „szarpie” skubaniec. Ale sam czuję, że po tych „wygibasach” mam zarówno większy luz, jak i większą ruchomość. Choć czasami pojawiają się kwiatki typu: „połóż się na stole, popracujemy w tej pozycji”. Zapewniam – przy 6 złamanych zebrach, spełnienie tego polecenia wymaga niezłej gimnastyki, o powrocie do pozycji pionowej nie wspominam.
Dla swojej wiedzy (żebym znał progress), stan sprawności prawej ręki, po 9 dniach od wyjścia ze szpitala wygląda tak:
Przykłady czynności swobodnych
- Namydlę lewą pachę
- Założę rękę na rękę – na wysokości klatki piersiowej
- Założę koszulkę, nierozpinaną bluzę
- Zmienię pozycję biegu w automatycznej skrzyni biegów i trzymam kierownicę w jej dolnej części
Przykłady czynności wspieranych
- Umyję zęby – lewa ręka musi podtrzymywać prawy łokieć
- Założę skarpetki
- Jem widelcem i łyżką (muszę łokieć położyć na stole)
- Sięganie po rzeczy prawą ręką (tutaj wyzwaniem jest nie tylko bark, ale i żebra)
Przykłady czynności, o których ciągle marzę (sporo brakuje do pełnego zakresu)
- Umycie głowy obydwoma rękoma
- Oparcie się prawym ramieniem o cokolwiek w staniu (druty są strasznie blisko skóry w tym miejscu)
- Leżenie na plecach (spanie w łóżku). Mimo, że staram się po każdej sesji ćwiczeń poleżeć, rozprostowując plecy i zebra, to ciągle śpię na leżaku ogrodowym.
- Wyniesienie śmieci do śmietnika bez kombinowania i zmiany rąk 🙂
