]
Dlaczego pomagam? Bo ktoś mnie kiedyś pomógł. Bo uważam, że pomaganie jest naturalne – tylko czasami coś nam przeszkadza. Bo jak mamy wystarczająco, to nie ma sensu gromadzić pod siebie – tylko od siebie. Każdy pewnie ma inną motywację. My z moją Ewą po prostu tak mamy. Zakładając Nidzicki Fundusz Lokalny w latach 90-tych nie zdawaliśmy sobie sprawy ile dobra może naprodukować taka inicjatywa. Większość tego dobra produkują nieznani nam ludzie.
Dlaczego o tym piszę? Bo od rana chodzę jak po 6 espresso i 4 redbullach mając w głowie wczorajszą akcję dwóch wydaje się sprzecznych interesów. Monika C. i Marcin M zgodzili się wziąć udział we wspólnym czelendżu gdzie robienie sobie jajec z siebie nawzajem jest tylko przykrywką dla kolejnej formy pomagania innym. I nie ma znaczenia, że obydwoje pracują w konkurujących ze sobą firmach (chociaż obie na N ;)) znaczenie ma, że są genialnie dobrymi ludźmi, którzy pomagają. I właśnie takie akcje – nawet nie ich wynik (ten jaki będzie, taki będzie) ale właśnie gotowość ludzi do pomocy jest najcudowniejsza w myśleniu, że poza słupkami sprzedaży, obrotem, zarabianiem można zrobić coś dla innych.
Nie twierdzę, że zarabianie nie jest ważne. Więcej – mam poczucie, że wzrost charytatywności jest wprost proporcjonalny do zarabiania (ergo im więcej mamy, tym więcej możemy oddać) ale nie chodzi o kwoty ale o chęci właśnie. Powiem więcej. Właśnie trajloniści, mogący sobie pozwolić na starty za 400 eurasów (wiem, wiem – nie wszyscy) niech wezmą sobie do serca, że tak jak jest moda na triathlon, powinniśmy robić modę na pomaganie obok triathlonu.
Akcje Krasusa i pĄpkinsów, Bolka, TU Europa, Biegające Małżeństwo, Negu… (wymieniać dalej?) nie są kolosalnymi zastrzykami pieniędzy – czasami nawet nie mają z pieniędzmi nic wspólnego (patrz „sportowy przegląd szafy Marcina S.O.) ale robią tyle dobrego, że ręce same składają się do oklasków.
Niejednokrotnie przekonałem się, że małe akcje czynią tak samo dużo pożytku jak akcje mega, których nigdy nie będziemy w stanie skopiować. Swego czasu toczyłem zażartą dyskusję o Orkiestrze, która chcąc nie chcąc drenuje w styczniu nie tylko kieszenie ale również gotowość ludzi do pomagania. Myślenie – pomogłem orkiestrze, nie musze pomagać innym – jest standardem wśród niektórych osób, które znam. A ja myślę inaczej. Wprawdzie nie możesz pomóc innym, ale na pewno znasz kogoś, kto zna kogoś itd.
Tak więc do boju kochani. Pomaganie innym uszlachetnia, pomaga w startach (wiem po sobie) bo jest cel (czelendż) no i przede wszystkim robi dobro. A #dobropowraca 😉
3 Komentarze
Marcinie, masz racje. Robisz „mode” na trajlon i robisz to samo na pomaganie. To fajne. Istotne tez,ze w przypadku Twoich akcji i akcyjek wiemy komu pomagamy. Taka personalizacja osoby, ktorej pomagamy jest czesto bardzo istotna. Lubie radosc osob, ktorym niesie sie pomoc:) Ta satysfakcja to bezcenne uczucie. Wokol nas zawsze znajdzie sie osoba, dla ktorej nawet drobna pomoc (tez niematerialna) moze pomoc skierowac jej losy na inny, lepszy tor. #dobropowraca
U mnie w firmie szef zarządził program 500+. Każdy pracownik miał wskazać cel na który przekaże swoje 500 pln. No i wyszło super. Osobiście wskazałem 2 cele w tym NFL 🙂 (nie mylić z ligą hokejową =O ) Ale wiadomo, łatwo się pomaga jak nie płaci się bezpośrednio ze swojej kieszeni. 🙂
pięknie! naprawdę szacun wielki