regenracja my ass…
mkon nadaje…
Pokaż wszystkie

Susz był i mam nadzieję będzie dla mnie impreza kultową. Tutaj pierwszy raz przepłynąłem 1500m (w zwykłych kąpielówkach – większosć żabką), poleciałem 40km na wagancie oraz pobiegłem 10km, co to myślałem, że biegnąc po 3:20/km wszystkich wyprzedzę…

Raz wprawdzie zaIMG_0301deklarowałem, że nie wystartuję jak Maniek Biskupski nie zlikwiduje tego podbiegu do parku ale co tam. W tym roku postanowiłem się przełamać i wystartowałem. I od tej pory chcę starować co roku. Startowałem już w wielu zawodach ale takiej atmosfery jak tutaj chyba nie uświadczysz. Porównywanie Susza do Roth jest jak najbardziej na miejscu. Od 2013 ta impreza zamiast podupadać staje się coraz lepsza. I to zasługa zarówno organizatorów (jeszcze raz wielkie, naprawdę wielkie ukłony dla Młynka – dziękuję Pawle) jak i sponsorów (Panowie z Euco – szacun pełną gębą!).

 

Nie chcę opisywać jak było. Wiadomo – było gorąco więc jak wypadają na pierwszym podjeździe oba bidony to cała strategii wyścigu idzie w łeb. A zorientowałem się o tym dopiero jak minąłem pierwszy punkt nawadniania. Jeśli byłby tylko jeden na pętli – skończyłbym zawody po 1 pętli. Trochę dupsko uratował mi koncentrat i galaretka ENERVITA (mój stały punkt programu) ale wiadomo jak się to przełyka jak po 20km w baku na kierownicy pusto a popić czymś trzeba. Ale jakoś ujechałem. Od razu odniosę się do najbardziej wąskiego (czytam w komentarzach) gardła imprezy – draftingu. O draftingu w mieście albo tuż po wyjeździe – nie ma co gadać. Infrastruktura nie da razy puścić 800 osób wychodzących z wody od razu z 10 metrowymi odstępami. Na długiej prostej w stronę Iławy mijałem kolarzy chyba a nie triathlonistów ale widziałem też sędziów, którzy karali. Wiem o 17 karach wlepionych przez jedną z Pań sędzin. Widziałem też akcję wobec Jacka G, który został wręcz ośmieszony przez Kubę Rucińskiego. Kuba w pewnym momencie zjechał maksymalnie na lewą stronę drogi pokazując Jackowi, ze albo wyprzedza albo no właśnie nie wiem co. Nie wiem czym się to skończyło bo Kuba „mocnanoga” Ruciński odjechał, ja objechałem Jacka i pojechałem dalej.

Ale jak to mówił mi Młynek po zawodach. Nie damy rady ukarać wszystkich – wy zawodnicy również musicie się opamiętać… No to po raz kolejny apeluję – opamiętajmy się.

Tyle ze spraw standardowych ostatnio 🙂 a teraz moje doświadczenia. Chciałbym o kilku – dla mnie najważniejszych.

Punkt 1 programu – Marcin Lipowski. Co za chłopak! Nie dość, ze włączył mu się robocop na rowerze to potem jeszcze ośmieszał mnie na biegu jak juniora. Jechaliśmy po zamianach właściwie całą drugą pętlę. Żeby nie było – zmiana dla mnie oznacza – jadę swoje waty a jak kolega mnie wyprzedzał to odjeżdżał na zasięg moja lemondka x2 (na liczniku to rzeczywiście daje ok 10 wat mniej). 2 razy minął nas sędzia na motorze i 2 razy pytałem się czy jest ok – było ok! Marcin poza wyśmienitą dyspozycją dnia (choć jestem święcie przekonany, ze to nie dzień ale po prostu uczciwa praca z trenerami Trinergy) jest też po prostu życzliwym człowiekiem. Żeby na 2 pętli nie podpowiedział mi patentu z ochładzaniem serca (sorry odŻywku – nie czytałem felietonu) to bym umarł znacznie wcześniej niż na mecie. Podsumowując – dzięki Marcin za wyścig. Tym razem mi się jeszcze udało 🙂DSC_0069

Punkt 2 – kolejny trinergydzik – Michał #jadęnarowerzepopatrzdobylegdzie Podsiadłowski. Co tu dużo mówić – kiedyś ja goniłem Roberta Stępniaka – teraz jak Michał goni mnie. I pewnie przegoni wcześniej czy później. Na razie jeszcze się nie dałem, choć od momentu zejścia z roweru nawet raz przez głowę mi nie przeszło, że go ugonię. Patent z lodem na sercu trochę mnie obudził na 10km ale to ciągle było truchtanie. Michała złapałem na 17km. Wtedy myślałem, że albo będzie walka albo po prostu… zostaniemy pogodzeni przez Marcina 😉 Ale na szczęście mój truch vs trucht Michała to jednak ciągle moje górą. Ale dwa słowa – ważne słowa zamieniliśmy – zarówno podczas biegu jak i po. Ogień Michał i niech ci Kasia da trochę przestrzeni jeszcze… A potem wiesz, dwójka dzieci, scrum mastering, potem product owner – nie będziesz miał czasu na tri. Kiedyś wrócisz… jak ja już skończę he he 🙂 (to żart jest… w razie jakby). 

Pkt. 3 – taktyka. To były moje pierwsze zawody, które uskuteczniałem z głową. Pływanie wiedziałem, że będzie padaka. Ostatnio mało pływałem, Susz to miał być ostatni start w tej części sezonu – nie było ciśnienia. Wiem, ze miałem popłynąć mocno – według mnie popłynąłem ale na ten moment moje mocno i Tomka mocno… mocno się od siebie różnią 😉 Rower – pisałem wyżej. Pierwsze 30km cisnąłem swoje potem walczyłem. A co do biegu…. Tutaj było naprawdę epicko. Prawdziwa walka. Z sobą, z innymi, z terenem. Wiele osób pytało mnie o taktykę na ten start i każdemu odpowiadałem tak samo. Wszyscy umrzemy na biegu. Więc trzeba biec bezpiecznie – aby dobiec. I tak pobiegłem. I właściwie, żeby nie kibic na 18km to bym przybiegł te 4 metrów za Marcinem Lipowskim.  Tak się na mnie wydarł (przepraszam nie pamiętam imienia)*, tak mnie zjeb*ł, że jak to pan niemaniemogę nie może… i ze mam walczyć, i że do wyrzygu, ze włączyłem to swoje pierd*olone niemaniemogę i pocisnąłem. Nie wiedziałem czy wytrzymam. Każde 100m to 19 oddechów więc robiłem count down… Na kostce dobiegowej do wykładziny garmin pausezobaczyłem Kubę Gebhardta ale nie jestem pewien czy to nie było omam. Obiecywałem sobie, że jak przekroczę linię mety to wskoczę do jeziora… Ale poza bardzo mocną praca rąk (tak, tak – przydają się) to pamiętam tylko jak wraz z wyłączeniem garmina wyłączyło mi się MUSISZ… i potem już leżałem, leżałem, leżałem. Coś się ludzie pytali, jak odpowiadałem kogoś przynieśli, zanieśli odnieśli ale jak odpowiedziałem na pytanie lekarza: skąd jesteś – że z krainy deszczowców bo tak tutaj mokro – to już było ok… potem kroplówka, supernagrody i na 1 w nocy byłem w Lubartowie bo od 8 rano szkolenie.

Powiniem też napisać o tych wszystkich akcjach przed zawodami. Rowerkowe, oglądanie meczy, tradycyjne szukanie rzeczy, które zgubił (tradycyjnie) Dowbor. Ale będzie jeszcze okazja. Jeszcze raz gratuluję imprezy. Czułem się jak pączek w maśle! Dziękuję za zaproszenie. A teraz wracamy do rzeczywistości bo na wczorajsze i dzisiejsze pytanie jakie mam kolejne starty odpowiadam prosto. W planie jest Bydgoszcz ale … zobaczymy bo czekam na wyniki krwi czy nie mam boreliozy. A to może zweryfikować plany startowe. I mam nadzieję, ze tylko startowe.

*edit: teraz już wiem, że to był Paweł Z 🙂

11 Komentarze

  1. Mateusz pisze:

    Jak wygląda patent z ochładzaniem serca?

    • mkon pisze:

      wkłada się lód na klatę i trzyma 😉

      • Mateusz pisze:

        Ja dałem na kark, dlatego nie zadziałało. 😛

        • Artur Pupka pisze:

          Wlasnie tak dziala najlepiej bo skora karku jest mocno ukrwiona i przylozony tam lod schladza krew, i w ten sposob organizm dosc szybko. Inne miejsce to pachwiny i podbrzusze.

      • Artur Pupka pisze:

        I tak sie wywoluje objawy niedokrwienia miesnia sercowego…. Tzn mozna wywolac. Slaby sposob…

  2. Bogus pisze:

    Susz jest rewelacyjny. Ta kameralność z jednej strony, a z drugiej elitarność jest niesamowita. Za rok będę chciał jeszcze raz zmierzyć się z trasą biegową w Suszu :-).

  3. Sylwia pisze:

    Brawo. Każdy chciałby #bycjakMKON

    • mkon pisze:

      Sylwia – każdy MOŻE być jak MKON 😉

  4. Mikolaj pisze:

    No mKon… W Suszu to już na prawdę dałeś czadu 🙂

    • mkon pisze:

      nie widziałeś Roth. Tutaj miałem świadomość jeszcze na kresce… tam już na 41km gdzieś mi świat uciekł 🙂

  5. Michal pisze:

    Bieg byl zabojczy, ja wlozylem workinz lodem na klate, plecy, trzeci pod czapke a i tak umarlem.