Dzisiaj dostałem maila, który znowu pokazuje jak ważne jest planowanie. A właściwie planowanie z głową. Ale od początku. Mail jednego ze smentorowców:
MKON: piszę …konkretnie, na gorąco i bez wstępów jak najlepiej ugryźć temat z Twojego doświadczenia. Dzień zaplanowany, logistyka ogarnięta trening zaplanowany na wieczór. Rzadko się zdarza ale czasami tak jest, ze nie zapanuje się nad rozkładem dnia co do minuty a nawet godziny bo sytuacja wymaga „poświecenia” (priorytety my ass) i coś zajmuje więcej czasu niż miało a tym samym logistyka idzie się walić razem z pięknie ułożonym misternym planem… 🙁 I właśnie dochodzimy do sedna. Co robić w takiej sytuacji jak do domu docierasz po 22 zamiast przed 20 i masz do zrobienia 2h rower?
Tylko nie pisz błagam ze w taki dzień planujesz trening na rano 🙂 bo tu chodzi o to jak we łbie poukładać taką konkretną sytuację 🙂
Jak myślicie jaka była moja odpowiedź? Oczywiście, że w takim dniu planuję trening na rano J ale od początku bo jak dla mnie kwestie są dwie:
Ad. 2 jest prosty – wyżej d*py się nie podskoczy. Nad rozlanym mlekiem się nie płacze. Trening niezrobiony to niezrobiony. Gorzej jeśli to trening jakościowy – ale o tym dalej. Mam też jedno doświadczenie: jak już się wydarzy, że nie masz jak zrobić treningu to pójście w stronę frustracji i żałowania jest najgłupszą rzeczą. Ja staram się popatrzeć na to jako na extra wieczór od życia. Proponuję „przymusić się” do czynności codziennych. A to „nadrabianie” najlepiej zacząć od małżonki ;). Uważam, że zaczynanie treningów po 21 jest bez sensu bo tak jak pisz autor maila – kończysz jako zombie i następny dzień zaczynasz jako zombie. Wprawdzie Michałowi Podsiadłowskiemu zdarzało się to regularnie ale według mnie to wyjątek. Nie wiem na czym polega Jego fenomen kończenia treningów o 2-3 rano ale nie chcę nawet tego tematu zaczynać bo jeszcze nie daj Boże mnie skusi spróbować.
Ad.1 Jak prowadzę szkolenie z rozwiązywania konfliktów to ludzie nie potrafią uwierzyć, ze 50% czasu przeznaczona jest na gadanie o tym jak do konfliktów nie doprowadzać, a dopiero potem jak sobie z nimi radzić. Podobnie jest tutaj. Masz dzień zapięty pod korek. Więc mój sposób myślenia jest taki:
Oczywiście w grę wchodzi mix dwóch powyższych ale radzę nie eksperymentować.
Na koniec krótkie podsumowanie. Jeśli to nie jest trening jakościowy – nie brałbym do bani. Jeśli jest – najpierw antycypacja i planowanie, w drugiej kolejności potem rachunek zysków i strat z ewentualnego nadrobienia a na koniec przełożenie go na dzień jutrzejszy i zmodyfikowanie dni kolejnych.
A na koniec końców tego tekstu – w lutym niezrobienie jednego treningu jakościowego nie będzie miało ŻADNEGO wpływu na wyniki w czerwcu 🙂 Nie dajmy się zwariować. Szczególnie jak to jest trening pływacki he he.
1 Komentarz
Ja większość treningów biegowych robię po 21-szej :-). No chyba, że w planie mam extra wieczór z małżonką Emotikon :-). No i nie chodzę rano na basen, bo jest przereklamowany 😉