W planie treningowym na piątek jeden trening 20x100m podbiegi ale w dzień poprzedni późno wracam z roboty. Wiem, że nawet jeśli zacznę tuż po przyjeździe to skończę po 21.30. A ja staram się po przyjeździe z roboty raczej rodzinować a nie trenować. Poza tym treningi po 20 jeśli 22 to godzina pójścia spać – nie mają sensu. Potem człowiek zasnąć nie może… Przenoszę więc 2h rower na dzień następny. Patrzę na pogodę, ma nie padać, temperatura ok. zera wiec da się radę wytrzymać. Trenażer idzie w odstawkę bo w końcu wiosna. A właściwie wszystko na nią wskazuje. Ale jakże zdradliwa… Poza tym chcę upiec drugą pieczeń – zrobić 10km do triatlonu korespondencyjnego.
Przygoda pierwsza: obrazy po sobie następujące:
Mijam kałużę dużym łukiem i wolno ale to nie wystarcza. Szlif nr. 1 ale najgorsze, ze jadę na boku na druga stronę jezdni. Na szczęście zwiedzający wypadek nie przyspieszył tylko w porę się zatrzymał.
Dziura w spodniach, czuję, że boli ale stosuję metodę Twistera – czyli trzeba „zabiegać” a w tym wypadku rozkręcić. Jadę więc dalej. Robię test na 10km (15’10) i spokojnie wracam do domu teraz juz naprawdę uważając. Czasami prawie tocząc się po asfalcie unikam czyhających na mnie pułapek w formie oblodzonych wyjazdów z lasu i zakrętów, które błyszczą się w słońcu.
Przygoda druga. Rozluźnienie, ostatnie 3 km do domu. Prosta droga. Mijam dom z dużą ilością zarośli przy drodze. Okazuje się, że skutecznie utrzymują ujemną temperatuję na powierzchni drogi, która akurat w tym miejscu lekko skosem schodzi w prawo. Szlif nr. 2. Znowu dziura. Doturlałem się do domu.
Wkurzony bo przecudne spodnie trzeba będzie cerować albo naszywać łaty. Wkurzony bo po południu trening biegowy a tutaj biodra bolą dubeltowo – z obu stron. Wkurzony podwójnie bo nawet sobie film sobie załadowałem na trenażer ale coś mnie pokusiło poczuć wiatr we włosach. Teraz okładam lodem bioderka i wyglądam jak trzymający za kolty kowboj. Ale podbiegi pobiegane, poza double-szlifami nic nie boli i z optymizmem patrzę na jutrzejsze 10x1km.
Bądźcie uważni. Miałem więcej szczęścia niż rozumu. Ciekawe ile jeszcze…
p.s macie jakiś pomysł na napis na łacie ;)? A właściwie dwóch łatach?
5 Komentarze
OZD se naklej a raczej naszyj. Albo OKK lubie… ja jak wywinąłem orła pod marketem to mi kapsel od łożyska w pedale wypadł, takie ślisko. Pozdro.
KOLT LEWY – KOLT PRAWY, a z przodu DUBELTÓWKA… 😉
Tu wychodzi OZD:)
no nie do końca chyba równo pod sufitem- w tym wieku…?
100% zgody. nie dość, ze nie za równo to jeszcze im dalej w las tym więcej drzew 🙂