Od czasu do czasu jako pokłosie rozmów smentoringowych pojawia się temat, który według mnie zasługuje na szersze spojrzenie. Nie dlatego, że inne są nudne, standardowe, nieciekawe. Większość z nich albo już przerabiałem w felietonach albo są zbyt osobiste. Ten jednak był dla mnie bądź co bądź nowością. Pisze Paweł K (nazwisko znane redakcji ;)): nie lubię trenować roweru, chyba nie lubię też trenować pływania (prawdopodobnie jest to spowodowane, że jestem w tym słaby albo uważam że jestem słaby) lubię za to – uwielbiam trenować bieganie (oczywiście jak jestem w jakimś tam trybie treningowym bo teraz to aktualnie tylko biegam z Synkiem w wózku). Jednak jeśli chodzi o zawody to triathlon jest dla mnie milion razy lepszy – osiągam też na triathlonach lepsze centyle w wynikach. Więc teraz trzeba polubić trenowanie. Jak to zrobić? Zwłaszcza trenażer by się przydał żebym polubił.
Triathlon lubię ale nie lubię trenować pływania i rowerowania… Słabo to widzę 🙂 Ale pomijając kwestię, że zagadnienie jest bliskie: „Panie sMentorze – jak żyć?” to może warto zadać sobie pytanie jak się zmusić do rzeczy, z którymi chemia nie teges. Ja mam 3 sposoby.
Nawet wtedy gdy nie trenowałem z trenerem, miałem poczucie, że czas na treningu leci szybciej jeśli jest jakieś zadanie do zrobienia. Jakiekolwiek. Nie mówię o zadaniu tak mocnym, że nie rozumiem co jest w napisach w filmie (zdarzało mi się tak). Mówię o elemencie treningu, który ma za cel lekko wyjąć mnie z tego chomikowego powtarzania w jednostajnym rytmie: prawa – lewa. Przykład: można biec wybieganie 12 km ale można biec to samo wybieganie w formie fartleka. Można jeździć 90’ na rowerze ciągiem a można po każdym 45’ zwiększać i zmniejszać kadencję i ją utrzymywać przez dany czas, można kręcić jedną nogą krótkie odcinki, a podczas pływania „umówić się ze sobą”, że na danej setce oddychamy tylko na jedną stronę albo kontrolujemy to co dzieje się z lewą ręką. Tych mikrozadań może być nieskończona ilość. Oczywiście najlepiej byłoby mieć jak największą ilość treningów jakościowych – wtedy nuda mniejsza i satysfakcja po wykonaniu większa ale tak się nie da. Kiedyś ten tlen trzeba zrobić…
Każdy z nas ma swoje patenty na nielubiane „obowiązki” czy to domowe czy treningowe. Specjalnie nie napisałem o kolegach i grupach treningowych, które są według mnie bardzo dużym motywatorem i „zmuszaczem”. Jednak ponieważ jestem zwolennikiem myślenia, że trening jest dopasowany do możliwości i predyspozycji zawodnika uparcie twierdzę, że tak jak tlenówkę można robić w grupie to treningi jakościowe robię w 99% procentach indywidualnie.
A niezależnie od patentów i tak przyjdzie taki czas, że dane działanie stanie się nawykiem i wtedy to już po kłopocie….
6 Komentarze
Przy długich i „nudnych” tlenowych treningach, czy biegowych, czy rowerowych, dobrze u mnie sprawdzają się audiobooki. Włączę sobie takiego i wyobraźnia pracuje w nadgodzinach. W głowie leci film. Jest to o tyle fajne, że da się w trakcie biegania i nie trzeba do tego telewizora czy laptopa, jak się siedzi na rowerze. Można również posłuchać ciekawych podcastów, etc.
ja jednak musze mieć czymś oczy zajęte…
Właśnie zostałem obdarowany 2 terabajtami seriali. Uwielbiam sezon trenażerowy:)
#zazdrosc!
Kindla w tym czasie nie ogarniesz ale audiobooka czemu nie ? 🙂 Trening mentalny natomiast zrobisz na pewno.
Polecamy w temacie nasz wpisz: „Trenuj głowę pływaku”.
http://endutrition.pl/sprzet-i-rady/trenuj-glowe-plywaku-joe-friel/
seriale i filmy to coś co przytrzymuje przy życiu 🙂