weryfikacja jej mać
Triathlon Series in Poland, zawody w Olsztynie
Pokaż wszystkie

Wszystkie moje błędy z Maraton Dębno.

Nie lubię spisywać relacji z wyścigów, bo niby o czym tu pisać, ale jak się popełnia tyle błędów co ja dzisiaj, to może będą one dla innych jakąś formą inspiracji. Mnie zostały w życiu pewnie ze 2-3 szybkie maratony, więc pewnie też sam z nich skorzystam.

Im dalej od zawodów tym bardziej jestem wkurwi*ny tym startem. „Takie” ciężkie warunki zimowe, „taki” sprawdzian na 15km, „takie” zamieszanie przedstartowe. Poniżej nie szukam wymówek. Spierdoliłem. Nie szykowałem się na sub2h31, ale na sub 229. Bo nawet nie chodziło o życiówkę. Chodziło o to, żeby zbliżyć się do 2h27:20. Bo tyle wynosi Rekord Polski 50 latków z którym chcę się zmierzyć w 2023r. A może to już zmierzch? O tym, na razie nie chcę nawet myśleć. Ale, jeśli mam poradzić sobie z 3 najbliższymi wyzwaniami muszę coś zmienić.

Zadbaj o siebie

Śliska nawierzchnia, kopny śnieg, kontuzja przyczepów mięśni długłowych z 2018 w pamięci, to wszystko powodowało, ze od stycznia mierzyłem się z permanentnym bólem odcinka lędźwiowego po każdej mocnej sesji. Standardem stało się dla mnie oklejanie mięśni grzbietowych tejpami przed każdym akcentem. Szczególnie mocno doświadczało mnie bieganie w prędkościach znacznie szybszych niż maratońskie (3:15-3:10/km). Mimo sesji rozciągających, mimo pojawiania się u fizjo 2x w tygodniu w ciągu ostatnich 30 dni przed maratonem, mimo leżenia z nogami w górze – dzień przed startem, największym strachem jaki czułem to, w którym momencie strzeli mi mięsień dwugłowy. Bo tak to idzie. Napięte plecy, przodopochylenie miednicy, spinająca się dupa, napięty mięsień dwugłowy. Tak to wyglądało na każdym ostatnim maratonie. Myślę, że rekordowy Frankfurt 2019 mógłby być minutę szybszy, gdyby nie to właśnie. Żeby poradzić sobie z tym napięciem Daniel masował mnie codziennie na 2 dni przed maratonem. Wieczorem nasmarowaliśmy to maścią rozgrzewającą, podobnie rano przed startem. Wprawdzie wieczorne smarowanie pleców capsidermem dostarcza lepszych nocnych wrażeń cieplnych niż kominek z niedźwiedzią skórą, ale nogi na zawodach nie czułem. Czułem plecy, ale nie to było źródłem dzisiejszego niepowodzenia. Podjęliśmy jednak decyzję, że trzeba zrobić rezonans odcinka piersiowego (mam przecudnego garba) i odcinka lędźwiowego, wykluczyć różne straszne rzeczy i ćwiczyć. Przyda się zarówno w tri jak i w bieganiu. Mam na to 2 lata.

Włącz zegarek

To, że zorientowałem się, że nie włączyłem zegarka, dopiero na 26km, oraz to, że postanowiłem go włączyć dopiero na 30, uważam za swój NAJWIEKSZY błąd dzisiejszego dnia. Biegnąć w grupie, z zającem (swoją drogą rekomenduję Daniela Żochowskiego i dziękuję NB za pomoc w jego sfinansowaniu) nie miałem zamiaru na zegarek patrzeć w ogóle. Tym bardziej, że Daniel miał zadanie prowadzić po 3:30, i informował nas co 5km jak jest. Czwartą piątkę wprawdzie pobiegliśmy 17:21, ale 25km mieliśmy po 3:29. Niestety na 26km Daniel zszedł z powodu kolki. Do 30km biegłem ciągle z dziewczynami, które niestety (dla mnie, bo nie dla nich) zaczęły przyspieszać, a ja tego nie kontrolowałem. Średnia na 30km oscylowała koło 3:26 i mimo, ze zwolniłem, zacząłem masakrycznie szybko zostawać w tyle. Mimo biegu solo odcinek 30-35km pociągnąłem po 3:30-32, ale sił było coraz mniej. Na 35 stanąłem z planem zejścia z trasy. Wyłączyłem zegarek, bieg się dla mnie skończył. Poutyskiwałem, popłakałem do wewnątrz, podjechał Daniel i zaczęliśmy zbierać się do auta. Ale jak stojącego mnie na poboczu minęła Iwona Lewandowska to pomyślałem – kurde, dziewczyna przegrywa Olimpiadę, ale biegnie dalej. Dlaczego ja miałbym nie spróbować skończyć? Chociażby z szacunku dla tych wszystkich ludzi, którzy kibicowali mi w tej walce z PZLA. Zostawiłem Działacza Godlewskiego w połowie zdania (chyba mówił coś o rozliczeniach) i pobiegłem. Nie włączałem zegarka. Plan był aby dobiec do mety. I tak nie miałem siły. Patrzyłem na mijające kilometry, i patrzyłem na godzinę. Na 41 km była 12:29, więc wiedziałem, że muszę się sprężyć, żeby złamać 2:34, czyli dotychczasowy najczęstszy maratoński wynik. Ale wtedy też, po raz kolejny dosłownie ugięły mi się nogi, więc dałem na luz. Czy będzie to 2:35 czy 2:33 jakie to ma znaczenie? Jakbym wiedział że nie wystartowaliśmy o godz. 10, a kilka minut po… no cóż. Trzeba było mieć zegarek włączony 😊

Waż mniej

W maratonie każdy kilogram ma znaczenie. Cukierdetox nie działa tak jak działał w 2019. Miałem momenty, że ważyłem 69, ale jak teraz na to patrzę, był to raczej efekt odwodnienia po treningu, a nie wagi, czy diety. Nie wiem o co chodzi. Jem dokładnie tak jak jadłem w 2019. Podejrzewam, że organizm po prostu przyzwyczaił się do braku cukru i nie działa to już na niego tak jak wtedy. Oczywiście nie mam zamiaru tego odpuścić. Cukier to gówno i przekonałem się o tym już dawno. Wracamy z zawodów i wpakowałem w siebie loda magnum, czekoladę wedla i… styknie. Na pewno nie jest to jedzeniowy orgazm. Pewnie wjedzie jeszcze blacha kruszonki (bo zawsze wjeżdża), i wracam do życia po mojemu. Z kolei boję się podejmować współpracę z dietetykami. Nie mam przestrzeni czasowej na gotowanie sobie według przesyłanych mi przepisów, ani liczenie kalorii. Liczę na to, że znacznie bardziej objętościowy trening do tri mnie odchudzi na 2022. Zobaczymy.

Tapering nie zrobił różnicy

Potrafię wskazać dzień, w którym poczułem, że mega super forma jaką złapałem gdzieś wyparowała. Omawialiśmy to z Tomkiem i liczyliśmy, ze niestandardowo długi, 2 tygodniowy tapering mnie wyluzuje. Nie wyluzował. Trenowałem najciężej w swojej historii startów maratońskich. 3x6km 2x12km; 2x15km (to był ten dzień). Nie biegaliśmy 400-tek (no bo gdzie i kiedy jak stadiony zamknięte a na nich 5cm śniegu), nie biegałem 10×1000. Było bardzo objętościowo, no i był rower (uważam, że niepotrzebny). Ale umawialiśmy się na eksperymentowanie. I żeby było jasne. UFAM mojemu Trenerowi. Na 2023 trzeba jednak przygotować się znacznie bardziej specjalistycznie. I chyba jednak zaryzykować (tak jak namawiał Tomek) i pojechać w ciepłe, nawet jak covidowo nie było to łatwe.

Bieganie głową

Jeśli szukać rzeczy, z których jestem zadowolony, to jest to ostatnie 7 kilometrów. Miałem już wiele wyścigów, które przebiegłem głową. Roth z życiówką w IM 8h48, Orlen z pierwszą życiówką na 2h34. Mam też wiele momentów w życiu, kiedy podejmując decyzję A widziałem, jakie byłyby skutki jakbym zdecydował B. Jadę, Działacz prowadzi i wiem, co bym czuł, jakbym na tym 35 jednak został. Byłaby masakra. Padaka, chujna do kwadratu. Pobiegłem, pocierpialem, rozczarowałem się, ale dobiegłem. Z szacunkiem dla siebie i dla Państwa. Serio. Wiem, jak to słabo brzmi (że niby marketingowo). Nie. Dostałem kilka komentarzy, że nie szanuję zawodników, którzy są ode mnie inni. W życiu by mi to nie przyszło do głowy. Ale i tak ostatnie 7km, oraz tę decyzję, żeby ruszyć za Iwoną, chciałbym im właśnie dedykować. Nie mam ambicji, żeby się na mnie wzorować. Ludzie są różni. To co robię, robię dla siebie i #mkonway. Ale ta myśl: „kurwa ludzie cię śledzą” była motywatorem tej decyzji.

 

Dębno Maraton

Nie napiszę i nie powiem już ani słowa o zamieszaniu przedstartowym. Nie zgadzam się z głosami, że miało to wpływ na wynik. Nie miało. Nawet jak przyjechalibyśmy w piątek, to poza spędzeniem większej ilości fajnego czasu w ośrodku „W sam las”, nic by to nie zmieniło. Motywacyjnie, też. Po prostu zabrakło mi sił w nogach. „3:30 jak najdłużej” dalej jest graalem, tak jak maraton w sub 3h w ironmanie. Ale maraton w Dębnie jako miejscówka, IDEALNIE nadaje się do życiowych występów. Częste punkty odżywcze, płaska trasa, dobry asfalt (poza jednym odcinkiem), wszystko na miejscu, bieganie na wahadle. Widać, że robią go ludzie, którzy się na tym znają. Uważam, że jest to szybka trasa, która daje możliwość puszczenia nogi. I nawet wiatr, jeśli nie biec solo, daje możliwość ogarnięcia sytuacji. W końcu raz jest pod wiatr, a raz z wiatrem 😊 (tak było dzisiaj). Polecam start w Dębnie i jeśli miałbym biec z Danielem jako zającem w 2023 w grupie z kobietami to dlaczego nie.

Tyle. Teraz odpoczynek i focus na IM Barcelona. Cel – slot na Hawaje 2022. Nie będzie to łatwe, bo trzeba będzie wygrać swoją kategorię wiekową 45-49 jako 49 latek 😉

 

 

8 Komentarze

  1. Jakub pisze:

    Zastanawiam się nad tym rowerem, jako przygotowaniu do mocnego maratonu. Owszem, mi dawał dużo, ale po pierwsze, jako spalacz sadła, po drugie, jako przygotowanie nóg (ud) do PODBIEGÓW na ultra, ale płaski maraton? Hmm…, ciekawe.

    • mkon pisze:

      W okresie przygotowawczym miałem operację. 3 tygodnie wyjęte biegania. wiec jeździłem. Praca tlenowa. A potem już został 🙂

  2. Bart pisze:

    Serdeczne gratulacje i podziękowania. Za co? Za nieustającą inspirację. W normalności a jednak nie w przeciętności. Droga mkonway jest wyznacznikiem, dla mnie, że jak się chce to można i nie ma nie mogę. F..k talent.

    • mkon pisze:

      Dziękuję Bart!. Bardzo miłe jest to co piszesz

  3. Tomasz pisze:

    Marcin – 1.redukcja wagi do startowej wraz ze starzejącym się pesele jest i będzie co roku trudniejsza, metabolizm ZWALNIA. 2. obserwowałem Twoje treningi i niestety trener nie uwzględnił Twojego wieku – polecam Wam poczytać książkę Friela – Szybkość i siła po 50-tce – myśle ze da Wam do myślenia 3. zamieszanie przedstartowy MUSIAŁO przełożyć się na wynik – pytanie tylko jak w Twoim wypadku – i tu znowu zachęcam do lektury Matt Fitzgerald Jak bardzo tego chcesz.

    • mkon pisze:

      Dziękuję Tomasz. Również za inspirację w postaci lektur

  4. Paweł pisze:

    Marcin. Pisz i działaj, nie przestawaj. Dajesz bardzo dużo swoimi wpisami. Gdy wokół taka zawierucha, dobrze że ktoś ma taki hart ducha 🙂

    • mkon pisze:

      dziękuję za miłe słowo. A ty podrzucaj tematy 🙂