o metodyce… roztrenowania trochę
scyzoryk, scyzoryk tak na mnie wołają
Pokaż wszystkie

Ultramaraton Bieszczadzki – komediodramat w 3 aktach

Osoby:

Prezes – Wojciech Suchowiecki vel Suchy, Prezes Klubu Sportowego Niemaniemogę

MKON – zawodnik

Akt 1 – przygotowanie

Zapisując się na UMTB miałem świadomość, że jadę się tam uczyć. Nigdy nie biegałem ultra więc bałem się strasznie. Prezes zadbał o moje przygotowanie mentale i sprzętowe każąc mi zajechać do siebie do domu (sam przyjeżdżał na maraton wprost z ważnej delegacji służbowej w Chorwacji). Moje pierwsze zadanie polegało na odebraniu ubrań jakie Żona Prezesa przygotowała na bieg. Dzięki 8 godzinnej jeździe na trasie Olsztyn – Cisna mogłem zobaczyć jakie ciuchy zakłada na takie zawody zawodnik z poziomu Ultra Pro i ewentualnie poprzymierzać ten, które kiedyś w ramach wymiany sprzętu mnie się trafią. Zaraz po wylądowaniu Prezes zaordynował abym kupił sobie coś na śniadanie najlepiej w Biedronce ze wykreślankiwskazaniem na bułki i ser. Miałem ogromne szczęście, że spałem w domku razem z Rafałem R, którego opuścili koledzy. Prezes wprawdzie zabezpieczył dla mnie kojo ale spanie razem z nim w jednym łóżku to nawet jak dla mnie za dużo szczęścia na raz…

Śniadanie i pakiet startowy przygotowałem stosownie do wskazań Prezesa. Oprócz strawy miałem przygotować strawę duchową na czas zawodów. W końcu klub dba nie tylko o rozwój umysłowy ale również o rozwój intelektualny.

 

Akt 2 – zawody i ultrawalka

Już przed pierwszą górką jako kompletny nowicjusz zadałem Prezesowi pytanie natury filozoficznej – czy w etykiecie zawodników ULTRA jest podchodzić czy podbiegać pod górki. Prezes spojrzał na mnie jak na nienormalnego i powiedział, że bieganie jest dla cieniasów. Podchodzenie jest na topie. Poza tym zdecydował o taktyce na mój start. W końcu to 52 km. Chcę biegać – mam biegać sobie w jakichś tam maratonach ale nie ultra maratonach. No to podchodziliśmy… Czasami jak Prezes się wysforował daleeeeeko do przodu a ja zostawałem (przyznaję: specjalnie z tyłu) to pozwalałem sobie wbiec na górkę jedną czy drugą… Oczywiście przepraszam wszystkich mijanych przeze mnie zawodników za złamanie etykiety ale przyznam szczerze, że jakoś swobodniej czułem się podbiegając niż podchodząc. Zresztą Prezes jak tylko zbliżałem się do niego studził mój zapał i zaczynaliśmy isć.. Raz nie ukrywam ubłagałem Prezesa o dość sztywny podbieg (28-30km) ale kazał mi poczekać na siebie na górze po to aby sprawdzić moje tętno no i samopoczucie. Dzielnie czekałem

dzierganie

na górze rozwiązując krzyżówki lub dziergając na drutach ciuszki klubowe. Niestety nie udało mi się zrobić nawet małego szaliczka, bo Prezes w mgnieniu oka pojawiał się na szczycie podbiegu i przywoływał mnie do porządku.

W trakcie naszej ultra walki zdarzały się „momenty”. I tak:rękawice

  1. 1. w pewnym momencie Prezes zdecydował, że za gorąco mi w ręce i odebrał mi rękawiczki z kerfura jakie miałem kupione jeszcze w zeszłym roku – w zamian dał mi takie markowe – te co reklamują je siatkarze. Ultralekkie. Podobno kupiliśmy ich hurtową ilość więc mam się nie martwić na przyszłość.
  2. 2. Na km 42 robiłem sobie ultraselfie (w końcu to maraton) a nie zorientowałem się, ze nie ma Prezesa na zdjęciu. Okazało się, że on już wtedy dawno był na km 41…
  3. Pomiędzy 43 a 44 km Prezes kazał mi  szybko biec na dół (stromy podbieg) i jednocześnie robić zdjęcia abyśmy potem na podstawie analizy video mogli zobaczyć jak szybko zbiegać na podstawie zbiegu Prezesa… Analiza pokazała, że tak samo się zbiega trzymając aparat jak też bez aparatu. Ale Prezes twierdzi, ze z aparatem to nie ultrazbieg.49 
  4. Prezes pozwalał mi nosić swój ultrabukłak (pusty – bo wiadomo napełniony byłby zbyt ciężki), na 44 km z kolei Prezes zrobił ultrapauzę ze względu na pamięć o powstańcach a na km 49 ja z kolei poprosiłem o pauzę bez okazji. Prezes powiedział, że jak się robi zwykłe pauzy to a nie ultrapauzy w ultramaratonie to już nie ultra – to spacerki… Ale co ja się tam znam… W końcu pierwszy raz biegłem.
  5. W końcu na 50 km pĄpowałem. Prezes kazał (a ja chciałem) uczcić 3 msce Michała Jeżewskiego na Galapagos.

papki

W końcu dobiegaliśmy do mety. Prezes postanowił zrobić mi ultrasprawdzian na 800 metrów i chcąc obserwować moją technikę biegu na ostatnich metrach sam odbiegł znacznie do przodu. Ja w tym czasie zbierałem szyszki do klubowej gabloty (Prezes kazał). Jak zorientowałem się, ze Prezes się śmieje a ludzie krzyczą do niego po pseudonimie (tak jakby go znali) postanowiłem rozpocząć finisz. Prezes ma chyba super ultra bukłak z kamerą z tyłu bo nie obejrzał się na ostatniej prostej. Widocznie chciał zostawić sobie analizę na po zawodach. Ja jednak chciałem zobaczyć szczęśliwą minę człowieka, który zrobił ze mnie ultrasa. Udało mi się zobaczyć tę minę na 2 metry przed metą ale chyba Prezesa coś bolało bo był strasznie skrzywiony i mówił coś na k… i coś tam o przegranym zakładzie…

Ale zdjęcie z mety pokazuje kto zrobił ten ultra maraton na luzaku a kto dał z siebie wszystko. Jestem bardzo wdzięczny zarówno klubowi za możliwość uczestniczenia w zawodach jak i Prezesowi w szczególności za wprowadzenie mnie w arkana biegów ultra…

KONIEC

Akt 3 – podsumowanie, doświadczenia, podziękowania i wnioski

Czego się dowiedziałem:

– nie mam super ultra kijków, które chyba trzeba ze sobą nosić

– nie umiem super ultra zbiegać (a tak jak Prezes to się nie nauczę)

– nie umiem ultra podchodzić a tylko podbiegać

– nie mam ultraplecaka i muszę dobiegać do punktów odżywczych, żeby się napić na trasie.

Tak wiec chyba dam sobie spokój z tymi ultra biegami. Zostanę przy tym swoim zwykłym trajlonie…

P.S 1 K.S.Niemaniemogę UFUNDOWAŁ mi dzisiejszą regenerację. Sól do solanki i butlę coli do rolowania (masażyści nie byli dostępni)po

P.S 2. Prezes Klubu jest nie tylko ultraPro zawodnikiem ale jeszcze ultraPRO ekologiem. Wszystkie śmieci jakie miał wyrzucić oddawał mi, żebym ćwiczył bicepsy. Dzięki Prezesie!

eko

 

Komentarze są wyłączone.