Celem tego felietonu nie jest krytyka. Ani bynajmniej obsmarowanie czyjegoś tyłka. To raczej takie wyrzucenie z siebie wątpliwości, pytań, komentarzy odnośnie otaczającej mnie triathlonowej rzeczywistości. A będzie o emotions performance czyli o emocjonalnej stopie zwrotu ze startu triathlonowego.
Uwielbiam się ścigać. Raz przegrywam, raz wygrywam ale na tym polega ta zabawa. Nauczyłem się (tak, tak – trochę mi to zajęło) nie zazdrościć rywalom wyników chociaż tłumaczenie sobie, że są po prostu lepsi dalej łatwo mi nie przychodzi. Wiem, że rywalizacja z konkretną osobą (nazwiskiem) może być mobilizująca albo demobilizująca. Przed Suszem słyszałem kto to czai się na tego i owego albo jak najarany na zwycięstwo z tym czy tamtym jest ten koleś z… i padała nazwa miasta. Podczas treningu w Poznaniu poznany podczas wybiegania spotkany trajlończyk trenujący u Bogusia Głuszkowskiego zamarzył sobie: chciałbym was kiedyś zobaczyć startujących z jednej linii. No i zdarzy się to w Bydgoszczy. I się okaże, kto wygra. No właśnie. Kto wygra ten… wygra a kto przegra to przegra. I tyle. Nikomu świat się nie zawali ani nikt nie zyska glorii i chwały. W końcu jesteśmy z Bugusiem w innych kategoriach wiekowych he he. I o kategoriach wiekowych a właściwie o systemie nagradzania do którego się przyzwyczailiśmy chciałbym dwa słowa.
Imprez jest od cholery. W największych startuje po kilkaset osób w najmniejszych – kilkadziesiąt (na danym dystansie) i tak sobie myślę ostatnio jak „łatwo” jest wbić się na podium w kategorii wiekowej. Relatywnie łatwo. Wystarczy wybrać odpowiednie zawody. No bo policzmy. W ostatnio śledzonej przeze mnie połówce startowało 80 osób. Część z nich to kobiety. Jeśli policzyć męskie kategorie wiekowe to wychodzi na to, że prawie 60% (z 80 osób) ma szansę był sytuacji podium lub tuż za. Nic nie deprecjonuję. Zastanawiam się tylko kiedy wdrożony zostanie w życie (zasugerowany już zresztą przez Przemysława- Garnek Mocy- K.) PUDŁOMAT, który patrząc na ilość osób w kategorii zasugeruje –tutaj nie jedź, jedź lepiej 300km dalej – tam jest większa szansa zgarnięcia szkiełka.
Jeszcze raz – nic nie oceniam. Nie ganię. Co więcej – jestem fanem kategorii wiekowych. Uważam, że osoba, która wymyśliła age grouping powinna dostać medal (oczywiście kategorii OPEN) bo wprowadzona ona rywalizację na poziom wyżej. Daje nam – szaraczkom – szansę na stanięcie na prawdziwym podium. Tylko kiedy środek staje się celem. Kiedy ta walka o podium stanie się celem ważniejszym niż walka o wynik. U mnie chyba jeszcze nie. Tomek aka #kowalski.coach uparcie jak osioł przed każdymi zawodami powtarza – nie interesuje cię 1 msce w kategorii. Interesuje cię jak najlepszy wynik czasowy. I rzeczywiście to jest moja filozofia. Ostatnio wystartowałem w Suszu i wiem, że poprawiłem „suską” życiówkę o prawie 4 minuty. Teraz wystartuję w Bydgoszczy i będę miał życiówkę na pewno (bo jeszcze tam nie startowałem) ale będę miał też porównanie z innymi wynikami z ¼. I to też jest cholernie nakręcające! A gonienie Bogusia Głuszkowskiego (bo wiem, ze będę gonił a czy dogonię się okaże) jest tylko przyprawą tego ścigania.
Na koniec sprawa, z której my wszyscy startujący chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę. Ja sam jako organizator wiosennego duatlonu co roku stoję przed wyborem – jak nagradzać uczestników. Z jednej strony fajnie jest dawać jak najwięcej szkiełek. Z drugiej zagwarantowanie szkiełek (dedykowanych przecież imprezie) dla wszystkich kategorii wiekowych K i M to gigantyczny koszt. A może przy mniejszej obsadzie (np. 5 osób w kategorii) obsadzać tylko zwycięzcę? Pytam a nie proponuję. Co sądzicie? Co Was nakręca do rywalizacji – szkiełko czy wynik? Może oba? A może coś kompletnie innego?
9 Komentarze
Takie przemyślenia miałem rok temu, jak się okazało, że na każdych zawodach stoję na podium. No to poszedłem w tzw. „świat” – teraz jestem w swojej kategorii „troszkę dalej” i jestem szczęśliwy. Nic tak nie motywuje jak gonienie lepszych. A rok temu myślałem już, że jestem zajebisty – okazało się, że nie jestem. I każdemu kto się chce rozwijać polecam tą drogę. A co do „Twoich” zawodów to trzeba jasno powiedzieć, mają inny charakter – nie sądzę, aby Ci co się zapisują patrzyli na „szkiełka”.
Tomek. Mam nadzieję, że nie zapisują się po to. A propos – widzimy się na wiosnę? 😉
W mtb kat wiekowe i coraz krotsze dystanse zrobiły masakre. Byki z dystansow giga (100km) przeszli na fit (28-32km) i efekt taki ze kiedys dystans dla kobiet ma swoich wiernych dzików, co zawody to pucharek. A normalnie sie sciagają się na ustawkach szosowych, albo w „prawdziwych” wyscigach gdzie sa tylko miejsca open. Niestety jak zainteresowalem sie tri, to rok ponizej te same byki pojawiły się i tutaj. I chociaż sam mam kilka pucharow z mtb z kat wiekowe, to bardziej ciesze sie z tego za klasyfikacje generacją po 16 edycjach 🙂 A w tri to robi się z tego jakaś troche dla mnie śmieszna sprawa. I tam mam medal na mecie, chociaz najbardziej ciesze się z coraz lepszego plywania, biegania i przyzwoitego roweru. Jak dla mnie w tri zrobi to taka sama zła robote jak w mtb. Bo ludzie tak mają po prostu. Muszą to mieć i już.
ciekawe, że w ustawkach albo na stravie ludzie cisną nie dla szkiełka… nieprawdaż?
Ale tez potem sie mogą pochwalić. Więc to tez jest podobny mechanizm. Wszyscy widzą 🙂
Dla mnie liczy się czas, nie miejsce. Jak stanąłem (cały jeden raz) indywidualnie na pudle, a czas był niezadowalający, to miałem uczucie, że nie zasłużyłem, bo czas słaby… 😉
Kazdy ma chyba swoje cele. Niektorzy majac 30 „szkielek” poprawiaja juz tylko zyciowki, inni poprawiajac za kazdym razem zyciowke marza (i daza) do pierwszego szkielka.
Jeśli podchodzę do dystansów któryś raz z rzędu (na przykład maraton albo dana impreza triathlonowa) to celuję w wynik, którego poprawa jest dla mnie największą motywacją. Zdaję sobie jednak sprawę, że jak ktoś łapie się w pierwszą 15 czy 10 to spogląda częściej w stronę pudła i jest to zupełnie normalne.
Ale ja tak najbardziej lubię jak impreza jest wyzwaniem sama w sobie. Wiesz, stoisz na starcie, zatapiasz paluchy w piasku, na gębie pojawia się mimowolnie uśmiech i wiesz, że jest dobrze. Czasem takie imprezy potrafią naprawdę zaskoczyć swoim przebiegiem, a Ty siebie swoim zachowaniem.
Na takiej zasadzie robiąc swoje w zeszłą sobotę niechcący wygrałem w Anglii niszową imprezę triathlonową ISOMAN triathlon (https://www.facebook.com/isomantriathlon/ ), na którą pojechałem bo…bardzo spodobał mi się sam pomysł zawodów i byłem ciekaw jak bym sobie dał z czymś takim radę. No i dałem 🙂
Ja uważam, że kategorie wiekowe powinny być jeśli startuje 5-8 osób w kat, jeśli nie, trzeba to połączyć z inną. Uważam też, że powinno się łączyć wygraną w open z wygraną w kat wiekowej i otrzymać dwa szkiełka. Trzeb też pamiętać, że jak prezentujemy wysoki poziom mając 40 lat np 1/4 w 2:10 to raczej jest mała szansa, że uda się nam to poprawić znacząco, powiedzmy do 2h . Oczywiście o ile nie mamy wykorzystanego potencjału np gdybym ja śmigał teraz przy wadze 90 kg na 1/4 w 2:10 to pewnie starałbym się zejść z moich 12 kg tłuszczu niżej by być szybszym. Gdybym jednak ważył z 70 kg i miał wynik 2:10 to chyba pole do poprawy jest małe a 2:10 nie gwarantuje podium, wtedy ważna jest kat wiekowa, która może dać szkiełko, to nie jest złe za włożony wysiłek.
I jeszcze jedna myśl mnie naszła, gdyby nie był kat wiekowych to jaki jest sens ścigania się amatorów.
O poprawę wyniku? O zaliczenie zawodów? O prestiż zawodów? Rywalizacja z kolegami?
Myślę, że wiele osób zaczyna od „zaliczenia zawodów” i zrobieniu życiówki, potem przechodzi się do ścigania z kolegami, potem dochodzi plan zawody+zwiedzanie urlop itp, dla tych wytrwałych, tych co chcą więcej, zostaje tylko rywalizacja w kat wiekowej, tak myślę. Czy walczą o lepszy czas? Pewnie, że tak ale celem dla tej wąskiej grupy jest podium w kat wiekowej. Takie moje zdanie.