odkrywam na nowo albo słucham mądrzejszych 2
Priorytety, planowanie, plan, konsekwencja…
Pokaż wszystkie

To kolejny tekst z cyklu #janusztriathlonu trenuje. Skąd ta duma? Z roweru w deszczu. I to jeszcze MTB. Bo mimo niesprzyjających warunków pogodowych zrobiłem 2h roweru, wróciłem, przeżyłem i jestem z siebie dumny.

Ale od początku.

mkon-zima

leje – wychodzicie na rower? Ja rzadko…

Dzisiaj w planie 90’-2h roweru. Wiadomo – peak season to nie jest więc jaki to będzie rower, to nie ma znaczenia. Ale za jazdą w terenie nie przepadam. Pęknięta kość strzałkowa sprzed 2 lat, niezliczone wywrotki – to nie są fajne pamiątki po takich treningach. Dodatkowo mój kolega – Daniel RIZO Godlewski – tak, tak – to ten od „rąk, które leczą”, jeździ jak szatan, więc za każdym razem zabiera mnie na tak trudne dla mnie techniczne trasy, że po każdym powrocie mówię: nigdy więcej. Gak więc dzisiaj wieczorem dostałem telefon – jego treść można streścić tak: jedziemy na rower; Prezes na przełajówkę, pokaże nam jak się jeździ – dawaj z nami. Delikatnie panom powiedziałem: sami se jedźcie. Ty bardziej, że pogoda w moim srajfonie mówiła: 9.00-13.00 – ulewy. Po 13.00 – śnieg.

Ustawiłem więc rano trenażer, załadowałem film do obejrzenia (jeszcze raz dzięki wszystkim za inspiracje z profilu „film na trenażer” na FB) i już byłem w blokach, gdy nadszedł kolejny sms: „Prezesa nie będzie, dawaj – ciśniemy. U mnie ładna pogoda”. Biorąc pod uwagę, że u mnie za oknem właśnie przeszła ulewa, motywacji nie miałem żadnej. Ale pomyślałem sobie: dla towarzystwa i cygan dał się powiesić, więc dlaczego nie. Obiecywał, że objedziemy nową ścieżkę rowerową w pobliżu jeziora Krzywego. Ubrany na cebulkę wystartowałem. Deszcz zaczął padać po 10’ jazdy. Ale byłem dobrze ubrany. Buty zimowe, jakie dostałem z Wertykala – LAKE CX 145, kurtka widnstopper, buff, rowerowe spodnie zimowe (castelli) – wszystko dawało nadzieję, że poza bryzgami wody w gębę coś z tego treningu będzie. Spotkaliśmy się z kolegą w połowie drogi i pocisnęliśmy na obmyśloną trasę.

I nie sam trening w sobie, ale raczej kilka myśli, jakie miałem w trakcie, skłoniło mnie do napisania tego felietonu.

  1. Naprawdę obecnie można się obrać tak, żeby warunki pogodowe nie przeszkadzały. Jedynym elementem mojego ubioru, który NIE dawał rady były rękawiczki. Ale i tutaj założenie na wierzch rękawiczek ze stacji benzynowej rozwiązuje problem
  2. W trakcie treningu moja motywacja do „walki” z trudnymi warunkami skoczyła jeszcze wyżej, gdy zobaczyłem grupę dzieci (!) z Olsztyńskiego Klubu Kolarskiego na treningu. I co z tego, że lało – dzieciaki cisnęły z trenerem i na nic nie patrzyły… No to one mogą, a ja nie?
  3. Zupełnie inaczej wygląda jazda MTB po lesie, po duktach leśnych (tzw. single trackach), a inaczej po szerokich przecinkach – czasami też na jeden rower, ale bez konieczności posiadania użytkowej techniki pozwalającej podjechać mega górkę, na której koła się uślizgują się jak sanki.
  4. W trakcie treningu Daniel zadał mi pytanie dlaczego nie lubię MTB, ale wyłączając technikę. Moja odpowiedz: za mocno boli dupa – bo jazda po korzeniach naprawdę nie należy do przyjemnych. Problem został dzisiaj rozwiązany. Dość pagórkowata trasa (380m przewyższenia), ale przyjemna do jazdy – dla mnie bajka.
  5. Utytłany i zabłocony po pachy – tak skończyłem. Nie jest to nic przyjemnego – a na pewno nie jest to cel sam w sobie. Aha i nauczka na przyszłość. Na ostatnie 3km warto mieć 2 zyle na myjnię samoobsługową bo jak nie to woda ze szlaucha załatwia sprawę.

Czy polubiłem MTB – raczej nie. Ale dzięki MTB w ciągu ostatnich 3 tygodni znalazłem tak zajebiste tereny do biegania, że teraz jestem w stanie zrobić 30km wybieganie, będące pętlą i nie klepać w trakcie tego treningu więcej niż 1km po twardym. Dalej moim faworytem podczas zimowych treningów pozostaje trening na szosie, w drugiej kolejności na trenażerze i dopiero ostatnie – MTB. Chociaż Daniel coś przebąkuje o wyższości roweru przełajowego nad MTB. Ale o tym aż boję się żonie wspominać ;).

1 Komentarz

  1. Adam pisze:

    Dawno temu, kiedy trenażerów nie było :), właśnie przełajowy trening zimą był podstawą przygotowania do sezonu.
    Istniała nawet bardzo podobna jednostka – jazda na przełajowej pętli w stylu biegowego crossu Skarzyńskiego.
    Wszystko to na jakieś starej szosie zrobionej pod przełaj.
    Kiedy szosy były śliskie i zasnieżone i było zimno to przyjemnie było schować się w lesie, choćby z powodów kiepskiego ubrania.
    Mniejsze prędkości też tak nie wyziębiają.
    Taki trening też z wymuszał większe zaangażowanie mięśni korpusu, poprawę techniki jazdy, kształtował siłę…
    Z drugiej strony w treningu MTB zaleca się poświecić spora część treningów jeździe na szosie.
    No i było to dawno kiedy trenażerów nie było 😉