mkon know-how share
po weekendzie i przed Mistrzostwami Świata
Pokaż wszystkie

Czy ja kocham triathlon? Bieganie? Sport w ogóle? Odpowiedź brzmi: jak najbardziej TAK. Ale jakby się nad tym zastanowić -również nie kocham. Wiem – zbliżamy się do końca sezonu. Pracujący uczciwie nad formą od listopada mogą czuć się rozczarowani, że to już. Mogą też czuć się zmęczeni. Nie tylko ilością startów ale ilością treningów w ogóle. Ale jak tu się nie wkurzać, jak kolega Żywek, prawie codziennie dzwoni i dzieli się ze mną wrażeniami z przeogromnej ilości wolnego czasu. A przecież trenuje „tylko” do maratonu we Frankfurcie. Raz dziennie. 

Nie wiem, może to już przedstartowy stres przed, w końcu najważniejszą dla mnie imprezą 2015, ale myślę, że tak jak w Rugii w zeszłym roku, na każdym kilometrze biegu będę robił odliczanie wsteczne do… końca trenowania anno domini 2015. 

Leżąc na masażu u Daniela naszło mnie, że to nie tylko o ilość treningów idzie – ale o to całe około treningowe zamieszanie. Weźmy np. dzisiejszy dzień. 2 treningi: 3h rower, z którego wracam upodlony (3x 30′  tempie startowym na 1/4) i marzę (temperatura, ani wiatr jakoś nie umilały treningu) o tym, żeby się położyć. Najpierw do solanki, a potem do łóżka. Ale mr triperfecto mówi przecież: jakie łóżko? A rozciąganie? A rolowanie? A odżywki, a co za tym idzie, żarełko? No i zamiast położyć się od razu, mogę położyć się po 30 minutach. A okoliczności przyrody bardzo sprzyjające. Wakacje, urlopik, dzieci nie ma, żona w robocie. Walę się na wyro ale zaraz się podnoszę, bo przecież za 3h kolejny trening więc warto byłoby się po elektrykować. No to idę po sanitasa i jazda. Akurat mija 20′ program + chwila na czytanie i pocztę firmową i pojawia się żona z pracy. No chyba na kimę już za późno – trzeba zadzierzgnąć rozmowę 🙂 w celach wiadomych 🙂

 

20150818_205546

I tak człowiek jedzie w takim kieracie. Wprawdzie po opowiedzeniu tej historii zostałem pochwalony przez kol. Godlewskiego, że taka konsekwencja w aktywnościach po treningowych to bardzo dobra droga do… nie mania kontuzji, ale jakbym miał dzisiaj odpowiedzieć na pytanie co bardziej mnie męczy i wkurza – ilość treningów i wysiłek, czy to całe okołotriathlonowanie, to chyba jednak to drugie. Ostatnio na zadane mi pytanie „co jem przed startem?” powiedziałem – nigdy muesli. Również dlatego, że muesli towarzyszy mi codziennie w okresie wytopu i okresu przygotowawczego, więc w okresie startowym nie mogę na nie patrzeć. 

Tak wiec love czy hate? Pewnie i to i to – zależy od dawki. Najcudowniejszym tekstem jaki usłyszałem na najlepszym pasta party u państwa „B” był tekst jednej z Pań małżonek – jak ja marzę (to o Jej mężu – nie o mnie) jakby on tak się normalnie kiedyś upił 🙂

Więc chyba na jakiś czas (pomimo, że do startu 10 dni) wyłączę mr triperfecto i… zrobię sobie na kolację spaghetti z oliwą i czosnkiem. Wprawdzie nie dam sera i tylko 100 gram makaronu, ale jak to mówią – kropla drąży skałę 🙂

 

3 Komentarze

  1. PawełM pisze:

    Hmm..nie jesz makaronu ? to co Ty jesz 😀

    • mkon pisze:

      jem, jem. ale bardzo rzadko o 21 😉

  2. Marcin pisze:

    Odpowiedź jest prosta: „Uwielbiam trenować długo i mocno”. Słownik PWN: uwielbiać (coś lub coś robić) – lubić pasjami, kochać, przepadać, szaleć.
    Trzymam kciuki w przyszły weekend!!!! #OZD!!!