Nowy trener kolarstwa w moim życiu…
wizualizacja porażki
Pokaż wszystkie

Kolejna podróż służbowa – kolejne odkrycie. Ale od początku. Wielokrotnie odwiedzałem mojego sponsora – Sklep Wertykal i wielokrotnie bujałem się klasyczną trasą: Olsztyn – Warszawa – Kraków. Od momentu remontu na S7 staram się to omijać szerokim łukiem i wychodzi tak mniej więcej via Włoszczowa. Jeżdżę dużo, zwykle w trakcie tras robię treningi a moja żona mawia o mnie, że uwielbiam jeździć po „krzakach”. A mówiąc językiem ludzkim – uwielbiam drogi lokalne. Zresztą od czasu akcji „schetynówka” są one naprawdę w dobrym stanie. Za każdym razem notuję w pamięci jakość asfaltu i zwykle nie jestem zawiedziony.

Dzisiaj w planie odbiór i nowy fitting Argona 119, dziecko na 8 musiało być „w szkole” więc wiedziałem, że dwa zaplanowane dzisiaj treningi będą „po drodze”. Pierwszy trening pływacki w Wwie, drugi właśnie w okolicach Włoszczowej. 

Treningi w terenie nie są problemem. Wyzwaniem jest logistyka „higieny”. Zwykle ćwiczę następujące warianty. Jeśli mam trening pływanie + rower albo pływanie + lekkie bieganie to zdarza mi się zaparkować przy basenie a dopiero potem zrobić trening basenowy. Kąpanie w bonusie. Zaczynam dopiero sezon więc nie chciałem dzisiaj aż tak freestylować więc w grę wchodził drugi wariant. Czyli parkowanie na stacji bezynowej, trening rowerowy a potem prysznic na stacji. Niestety we Włoszczowej takowej stacji nie znalazłem, więc wymyśliłem wariant trzeci. Kąpanie pod prysznicem własnej roboty.

Zanim ten patent to jeszcze kilka hintów: 

  1. Ostatnie 2h wszystko to łatwo rozpuszczalne pakujemy do schowka klimatyzowanego (ja mam) a lodówki nie wożę
  2. Parkujemy samochód w cieniu bo czasami schowek nie pomaga i żarełko – szczególnie po długim rowerze – lekko się skisło. Dzisiaj znalazłem dobrą miejscówkę przy działkach.
  3. Warto po porannym treningu mieć pod ręką rzeczy po basenie. W ostateczności można przetrzeć się mokrym ręcznikiem. Ja dzisiaj poszedłem w wariant partyzancki de luxe. 

Najpierw próbowałem negocjować z działkowiczami, żeby użyczyli szlaucha. Niestety mimo dobrych chęci chyba robiłem za długi rower – państwo zniknęli. Wymyśliłem więc prysznic z drucianego wieszaka od koszuli oraz butelki wody mineralnej. 

Działki oraz 25+ dają fajne okoliczności przyrody. Wieszak owinąłem wokół butli, powiesiłem na drzewie, zrobiłem nożem (tak, tak – wożę ze sobą) dziurę w korku i z góry (#fizykMKON) i jak zaczęło ciec to umyłem się „po całości”. Klapeczki z basenu (dla higieny) i kąpielówki (dla przyzwoitości) się przydały. 

Naprawdę klasa! Umyty i czyściutki spożyłem przygotowany posiłek potreningowy i… pojechałem dalej.

Naprawdę można. Trzeba tylko chcieć.

7 Komentarze

  1. Patrick pisze:

    Czy można tylko prosić o krótki komentarz Żony?

    • mkon pisze:

      cenzura nie puści 😉

  2. Krzysztof pisze:

    Powiem jedno: jesteś prze ch…j gigant!! MEGA pozytyw.

    Akcja z prysznicem na działkach jest lepsza od mistrzostwa świata.

  3. Maciej pisze:

    No ale Muszynianką?! 😱
    Działkowcy jak patrzyli to płakali, bo szkoda..
    PS. Mega patent na ”po zawodach”, bo czasem prysznica brak… Dzięki

    • mkon pisze:

      Maciej, taka była w aucie. patent wymyśliłem na rowerze, agenda zapięta na ostatnią minutę nie było czasu szukać innej 😉

  4. Gacor pisze:

    Może to będzie dziwne pytanie ale zarówno w tym poście jak i w innym pobliskim zauważyłem brak lemondki. Why?

    • mkon pisze:

      do tamtej pory czasówkę miałem w serwisie w Sklep Wertykal