kieszonkowe triathlonisty czyli spinamy budżet 2019

#januszbiegania nadaje z łowicza
jestę mistrzę
Pokaż wszystkie

od 5 mniej więcej lat nie wydaję dwójek i piątek. Pomaga w budżetowaniu tri-przygody

Zasiadłem w końcu do przygotowania budżetu na 2019 rok i zadałem sobie jedno pytanie: „a jeśli byłbym początkującym triathlonistą, to co byłoby w pakiecie MUST, a co w pakiecie CAN?”. No, i dlaczego akurat właśnie to.

Z wielu głębokich przemyśleń powstała lista moich MUST/CAN, od których bym zaczął. Ale zanim rozpocznę od miejsca pierwszego, antycypuję zdania odmienne. Po 11 latach trenowania tego sportu wiem, że są to rzeczy, które najbardziej mi się sprawdziły. Ceny podaję wyłącznie w wersji szacunkowej. Zdaję sobie przecież sprawę, że zamiast odżywki R2 Enervitu można wypić wodę z miodem. Stąd też dwa warianty podawania szacunków: „na malucha” i w wersji deluxe. 

Miejsce 1

Trener.

Myślę, że razem z rowerem zajmuje pierwsze miejsce „egzekwo”. Wersja „na malucha” to oczywiście plany treningowe dostępne w internecie, znajomość własnej historii, głosy z forum. Jeśli decydujesz się na takie rozwiązanie, to proponuję następujący przebieg zdarzeń:

  1. Określ start docelowy
    Może nawet Ale jeśli mają to być starty A, to nie może ich być więcej niż 2 w roku.
  2. Wybierz/ustal/wymierz/zaplanuj w jakim czasie chcesz zrealizować te starty
  3. Wybierz starty pośrednie
  4. Obuduj te starty mikrocyklami dostępnymi w internecie, odpowiednio modyfikując czasy treningowe do czasów docelowych
  5. Wolne przestrzenie zapchaj treningami tlenowymi

Tak bym zadziałał. Wersja deluxe zakłada pkt. A, B, C i delegowanie zadania D i E na trenera, za którego trzeba zapłacić, jak znam rynek, od 200 zł/miesiąc wzwyż. Nie chcę podawać górnej granicy, bo według mnie takowej nie ma. Jeśli potrzebujesz trenera „na zawołanie”, bo akurat nie wiesz jak zinterpretować skok tętna na treningu X o wartość Y, który dodatkowo będzie pełnił obowiązki „terapeuty”, to nie dziw się, że musisz zapłacić więcej.

Rower czasowy

Wiem, pisałem o tym wielokrotnie: lepszy najtańszy model ramy czasowej niż najwyższy szosy (oczywiście do startowania w triathlonie). Szukamy więc najtańszego w cenie od 3.000 w górę. Wariantów de luxe nawet nie chcę podawać, bo wiem ile na wystawie stoi mój Argon 18 v 199+, z elektryką, dyskiem i tymi wszystkimi innymi bajerami 119+. Jak dla mnie opcja podstawowa to rama, koła takie, jakie dają, osprzęt choćby 105 z karbonowym widelcem. I tyle. Bidon na ramę można zrobić ze zwykłego i wstawić do niego rurkę. Na początek nie szalałbym z kołami, a raczej skróciłbym paski przy kasku. Upgrade roweru też w następującej kolejności:

– kask czasowy

– bidon na kierownicę

– koszyk za kierownicę

– dysk

– koła wysoki profil

– te takie kółka ceramiczne (wózek) i łańcuch jako zestaw startowy.

U Emila taniej niż w Ceramic Speed.

Pianka.

Nie oszukujmy się. Bez pianki (nawet najtańszej) nie ma czego szukać na zawodach. I nie mówię o technice pływania, a o komforcie temperaturowym. No chyba, że ktoś jest mega pływakiem i planuje starty tylko w późnym lecie. Zważywszy jednak, że początkujący mogą tak nie mieć, to rekomenduję rozejrzeć się za podstawowym modelem na pierwszy sezon. Dlaczego podstawowym – wiadomo – najtaniej i zwykle nie szkoda „puścić” jej po I sezonie, kiedy umiejętności wzrastają, a postura się zmniejsza, więc pianka okazuje się za duża. Wersja budżetowa – pianka wypożyczona. Jeśli jesteście odważni, to nie bałbym się wypożyczać pianki wyłącznie na dni startowe (jeden trening przed i oddajemy po starcie), zamiast kupować. Przykładowo piankę Huub można wypożyczyć u Bogdana Serwińskiego za 120 na tydzień, a za najtańsza jaką znajdziecie w sklepie TRIPOWER zapłacicie koło tysiaka. Nie bałbym się pianek używanych, bałbym się tylko gaci wypornościowych. W końcu po tym poznać triathlonistę.

Podsumowując miejsce pierwsze,  wersja budżetowa to koszt wysokości 1000 (pianka) + rower 3500. Przy wersji deluxe idziemy już w kilkadziesiąt tysięcy.

Ja rower mam, piankę mam, za trenera będę musiał wywalić (choć robię to z wielką przyjemnością).

Miejsce 4

I tutaj może być może będzie zaskoczenie, ale wpisuję w tabelkę masażystę/fizjo (jak zwał, tak zwał). Wersja budżetowa to jednorazowy wydatek na piłki, roller (taniej u Bolka – ten zrobiony z korka i rury PCV) i inne sprzęty. Myślę, że w tym wariancie zamkniemy się w sumie 200 – 300 zł. Wersja de luxe to oczywiście 4-5 razy w miesiącu w okresie BPS i 3-4 wizyty w miesiącu w innym okresie. Uznajmy zatem, że jest to uśredniony koszt rzędu 50 – 100 zł. Przy założeniu, że mamy 10 miesięcy efektywnego zapieprzu, to daje nam 5000 (10 x 5 x 100). Przypomnę tylko, że mówimy tu o wersji deluxe!

Miejsce 5 to trenażer

Będzie krótko i zwięźle. Jeśli masz łeb i nie potrzebujesz ulepszaczy w postaci ZWIFT i pokazywania ci na komórce ile jedziesz, to najtańszy, ale z oporem, da radę. Ja do dzisiaj trenuję na zwykłym TACX za 500 zł kupionym w AIRBIKE. W kontekście treningów zimowych, to lepszy trenażer niż rower przełajowy 😉

Buty na miejscu 6

I teraz uwaga – 100% #mkonway. Jak trenujesz triathlon, to nie kupuj butów szosowych. Nawet najdroższych, robionych na miarę LAKE. Po co? Na rower ich nie założysz. Podobnie z rowerem – najtańszy, ale triathlonowy jest lepszy niż najlepszy szosowy. Cena? Od 200 do grubo ponad 1000. Nie bój się używanych. W przypadku tych ostatnich sprawy, na które bym zwrócił szczególną uwagę są następujące: czy rzepy mocno trzymają, czy jest wystarczająco duża „dziura” na wsuwanie nogi, no i czy ten dzyndzel za piętą się nie urywa. Co do butów biegowych (wiadomej marki ;)), to trzeba liczyć co najmniej 2-3 pary. Jedną do tupania (w tym także te zimowe), drugą do tupania szybszego, a trzecią – startówkę. Mamy więc lekko licząc od 600zł (nbsklep.pl/outlet na pewno będą buty za 200ziko) do 1500, jeżeli zdecydujemy się na zakup najnowszych modeli.

Miejsce 7. Odżywki.

Dość daleko, ale tutaj mamy największą przestrzeń w wersji „na malucha”. Wprawdzie, aby zaspokoić popyt organizmu po treningu na BCAA, które otrzymuje w 7 tabletkach, musiałbym zeżreć kilo wołowiny (co nie wiem, czy wyjdzie taniej). Są różne szkoły. Dla mnie kluczem w odżywkach są te, które jem na zawodach (batony, koncentraty, tabletki do ssania) i te, które wykorzystuję w procesie regeneracji (BCAA). Ograniczyłem odżywkowanie do tych dwóch źródeł. Ale i tak, licząc lekką ręką, zżeram jedno opakowanie BCAA (75 zł) w ciągu miesiąca. Kupując batony tylko na zawody i na najważniejsze treningi, kupiłbym w tym roku 100 sztuk (9 zł jeden) oraz wypiłbym 5-6 puszek R2 (135zł) i zjadłbym 4-5 opakowań tabletek GT (rozpuszczalne – 30 zł). Do tego 1-2 pudełka koncentratów (16 ziko sztuka). Total za odżywki zapłaciłbym w tym roku ponad 3000. Z tego miejsca dziękuję Enervit Polska za to, że za mnie taką kasę wykłada.

8 miejsce to pływanie (jako forma treningu nie jako oddzielny trener – choć też)

A właściwie te wszystkie cholerne wejścia basenowe. Lekko licząc 10 miesięcy x 120 ziko za benefita to kwota wiadoma. Jeśli dodatkowo bierzesz trenera pływania (według mnie warto) przynajmniej na 1-2 razy w miesiącu, to trzeba liczyć 50 ziko za spotkanie. Mamy więc w tej pozycji (10×120) + 500.

Wyjazdy na zawody – miejsce 9

Mocna pozycja budżetowa. Średnio (razem z noclegiem oraz opłatą startową oraz wyżywieniem) liczę koszt 600-700/zawody w Polsce. Przyjmując, że jedziesz swoim autem na 5-6 zawodów w roku daje to kwotę 4200. Imprez zagranicznych nie liczę, bo mnie to przeraża. O Hawajach nawet nie wspominam!

10 – Przeglądy roweru, części zamienne itd.

Nie wiem za bardzo jak to policzyć, ale zakładając, że trenujesz do ½ IM, musisz się liczyć z wymianą łańcucha (150), a co za tym idzie i kasety (280). Pewnie przed zawodami przydałoby się zrobić przegląd (wersja „na malucha” to samodzielnie, wersja w serwisie 100-200). Może nie przed wszystkimi zawodami, ale jeśli mamy jeden rower, to im bardziej o niego dbamy, tym lepiej. Total (dętki, opony, przeglądy i inne pierdoły) szacuję na 1000-1200/sezon.

Miejsce 11 to strój startowy i generalnie odzież do treningu

Tutaj bym nie demonizował. Wersja budżetowa to 100. Następnie szyte na miarę za 500 i najwyższe topowe modele robione ze skórek mysich penisików ze specjalnymi aerodynamicznymi wypustkami, a’la cięte dziecięcymi nożyczkami papiery z bloku technicznego. 2000. Wasz wybór. Ja mam ciągle kupiony na stronie NB triathlonowy strój bawełniany. O stroju retro nie wspominam. Poza strojem startowym ubiór kolarski. Chociaż tak naprawdę w cudowną wersję „na malucha” wchodzi jeden strój startowy, z którego korzystam przez całą zimę, jeżdżąc tylko na trenażerze. Bo a) po co wydawać kasę na strój zimowy, b) po co jeździć zimą i marznąć ;). Podobnie z odzieżą biegową. Kamon. Wariant budżetowy to naprawdę cokolwiek. No chyba, ze ktoś na wypasie to proszę bardzo. Kurteczka biegowa – 300, kurteczka biegowa, ale cieplejsza – 600. Rajtki cienkie – 150, rajtki grubsze – 180.

Miejsce ostatnie – 12 zajmuje obóz

Nie ma znaczenia gdzie – czy w PL, czy za granicą. Nie chcę szacować kosztów, ale nawet najtańszy wyjazd do Szklarskiej Poręby to wydatek rzędu 50-100 zł za dzień z wyżywieniem. Za granicę – pewnie 1500-2000 za tydzień. Z kosztami dojazdu.

Aż boję się podsumowywać, ale wychodzi na to, że będąc w mojej sytuacji: rower mam wypożyczony z Wertykal, piankę mam „po prezesie” a odżywki „funduje mi” Enervit, to niniejszy zestaw:

  1. Trener
  2. Benefit
  3. Dojazdy na zawody (w 2019 startem A będzie Nicea)
  4. Przeglądy roweru
  5. Obóz (mimo że ostatnie miejsce)

Kosztuje grubo ponad 10.000 zł.

15 Komentarze

  1. Ony pisze:

    Wszystko ok no ale rower i koła to się nie zgodzę. Na czasówkach pro tour czasamk widać że nikt nie przejmuje się latającymi paskami przy kasku bo to nie jest powierzchnia czołowa.

    No i kwestia roweru, moim zdaniem lepiej fajna szosę z lemondka do fajnej jazdy w glebie i wypadów w góry niż tania kozę która mało daje (pozycja tak ale z kół profilowanych i szosy z lemondka wyciągniesz więcej)

    • mkon pisze:

      Ale ja nie stawiam alternatywy: tania koza czy droga koza. Ja twierdzę, ze do TRI lepszy jest najtańszy rower z ramą czasową niż najlepsza szosa z lemondką.

      • Milik pisze:

        Muszę próbować jazdy na czasówie czy to pewnik, że jest duzo szybciej? Ile? 1-2 minuty, czy 5 na trasie 1/4. Wiem, że trudno na to odpowiedzieć, ale zaczynając w tym roku TRI przygodę stawiałem na aspekt praktyczny sprzętu podczas treningów. Tu naturalna wydawała się szosa..u mnie fizjo na pole position 😁

        • mkon pisze:

          pewnik. zaufaj starszemu panu 🙂

  2. Paweł pisze:

    Dodałbym jeszcze zegarek i to w dwóch wersjach.Co prawda na początku do biegania wystarczy jedynie zegarek ze stoperem.A później ? Oszukańczy garmin ? ( w kontekście januszbiegania).Pozdrawiam

    • mkon pisze:

      niby tak ale specjalnie jakoś w top go nie umieszczałem. według mnie licznik rowerowy i zegarek ze stoperem każdy gdzieś ma. na początek wystarczy

  3. Michal pisze:

    Marcin (przepraszam za „per ty”) po przeczytaniu opadłem z zapału aby ruszyć w stronę tri. Nie mam takiej kasy, rodzina musi mieć na życie a nie stary dziad na wymyślone h…. wie co.

    • mkon pisze:

      Michał (przepraszam za „per ty” ;)) bez przesady. Nie musisz iść od razu w wersję de luxe 😉 Jeśli by się temu dobrze przyjrzeć to poza wydatkami sprzętowymi pozostałe pozycje budżetowe są takie same jak przy bieganiu czy jakimkolwiek innym sporcie. Owszem opłaty startowe za zawody w bieganiu są mniejsze no i pewno karty benefit nie potrzebujesz. Poza tym – to samo

      • Michał pisze:

        Marcin a jaki dla „pana w średnim ” wieku trenażer TACX byś proponował. Na to kasa będzie 😉 z ukrytego budżetu 😉

        • raf pisze:

          Michale!
          Przepraszam za „per ty”, zwróć uwagę, że Marcin jest oczywiście amatorem, ale na szczycie – jest aktualnie cały czas najlepszy na świecie w swojej kategorii! Trenuje pełnego iron man’a! Na pewno wiesz jakie to dystanse – na każdym to robi wrażenie! I ma jeszcze plan pozostania na tym szczycie, czego mu z całego serca życzę i mu kibicuję!!! A Ty, jeśli chcesz zaczynać przygodę z triatlonem, nie musisz trenować pływania 3-5 razy w tygodniu, nie musisz katować trenażera codziennie, a bieganie – wiadomo, nie wymaga dodatkowych kosztów jak już będziesz miał strój i buty.
          Ja nie mam trenażera, zaczynałem od POŻYCZONEJ szosówki nawet bez lemondki – zależało mi w pierwszym starcie po prostu na ukończeniu zawodów – udało się na przedostatnim miejscu, ale złapałem bakcyla! Teraz – po 3 latach – mam 3 rowery (w tym czasowy/triatlonowy). Miałem sprzedać jeden, bo ma ramę aluminiową, ale doszedłem do wniosku, że warto mieć taki rower zapasowy, który również używam do zawodów kolarskich – w przypadku kraksy nie trzeba wymieniać ramy, a osprzęt 105 5700 działa cały czas bez zarzutu.
          Treningi mają mi sprawiać przede wszystkim radość. Nie mam trenera. Uwielbiam jazdę na rowerze. Jak to niemożliwe – pada, lub jest śnieg/lód, biegam. Gdy nogi zmęczone bieganiem, lecę na pływalnię. Oczywiście, nie mam na razie żadnych szans na pokonanie iron man’a w dowolnym tempie, ale są też krótsze dystanse, a ja nie mam tyle CZASU, by więcej trenować i mieć bardziej ustrukturyzowany trening by choć marzyć o iron man’ie.
          Bo Marcin może o tym nie wspomniał – w końcu od 11 lat nic mu się w tym względzie nie zmienia albo bardzo niewiele, ale podstawą jest CZAS – a dla treningów pod iron man’a CZASU potrzeba mnóstwo! I licząc ile moglibyśmy zarobić w tym czasie (poświęconym na treningi), to koszty „de luxe” przy ostrożnych szacunkach prawdopodobnie mogłyby ulec podwojeniu…
          Pomyśl jeszcze o niezbędnym miejscu na trenażer, oraz o tym, że niektóre modele generują podczas pracy szum podobny do działania silników odrzutowych nowoczesnego myśliwca, co nawet najspokojniejszych sąsiadów może trochę zdenerwować… 🙂

    • Gacor pisze:

      Michał. Mam 57 lat. Triathlon zacząłem w wieku 53 w tym bieganie od 400 m w jednym kawałku bo więcej mnie za bardzo męczyło a pływanie kraulem od 10 basenów 50 m. Nie mam roweru czasowego. Pierwszy start zrobiłem na starym MTB. Na żele wydałem w ciagu 4 lat ze 100 PLN. Na serwis rowerowy tyleż samo. Nie mam trenera i nie miałem trenera do tri, biegania czy roweru. Przez jakiś czas miałem do pływania i w tym czasie kiedy go miałem zmniejszyłem dystans o 1/3 bo nie chciało mi sie pływać :-(. Istotny wydatek to pianka 4 lata temu za 800 złotych i z tego jestem zadowolony. Drugi to szosa za kilka tysięcy. Trenażer używany kupiłem za 200. Jest super bo mały, składany i praktycznie mogę go brać wszędzie tam gdzie rower. Absolutny must to sensowne buty biegowe – zazwyczaj udaje mi się upolowac w TK Max marki które w Polsce nie są popularne ale dobre takie jak chociażby Brooks – w granicach 200 PLN. Po starcie na Challenge w Poznaniu który sie skompromitował organizacyjnie nie startuję na zawodach z wypasionym logo za parę razy tyle co dobrze zorganizowane inne krajowe eventy. Trzy dyscypliny na raz dają super frajdę i nie grożą nudą ani problemem co robić w trakcie kontuzji uniemożliwiającej jedną z nich. Nie da się oczywiście z takiego umiarkowanego podejścia wycisnąć mistrza ale mi moje 3 Ironmany ponad pół tuzina połówek, liczne ćwiartki i pare maratonów w tym okresie w przyzwoitych czasach wystarczą. Najgorsze co można zrobić to nie ruszać się bo „za drogo”

  4. Michał pisze:

    Co do sprzętu to jak ktoś zaczyna i musi kupić wszystko na raz, to kwota może przerazić. Ale nikt nie każe mieć wszystkiego na cito. Ja do obecnego stanu inwentarza dochodzę od 2014 roku. Co roku coś z listy. Piankę można wypożyczyć, rowery się z czasem zmienia itp. Jak się wkręcisz to rodzina ma z głowy szukanie pomysłów na prezenty na urodziny i mikołaja 🙂 A trenować i startować warto! 🙂

    • raf pisze:

      Gacor!
      To najlepsze podsumowanie – RUSZAĆ SIĘ! Nawet nie koniecznie startować. Sam wiem jakie zmiany następują w organiźmie po kilku latach w miarę regularnych treningów.
      Pozdrawiam!

  5. Rafał pisze:

    Ja żeby pierwszy raz wystartować w zawodach i zacząć przygodę z triathlonem wydałem 50zł na kask rowerowy („górala”, buty do biegania i okulary do pływania miałem już wcześniej zanim zamarzył mi się Ironman).

  6. Tośka pisze:

    I koszty proszku do prania…
    Nie nalezy zapominac, ze sa to koszty alternatywne, bo film na trenazerze, a nie w kinie, zazwyczaj zerro uzywek (bo przeciez nie pasuja), odpadaja ubrania cywilne, bo i tak polowa (?!) czasu wolnego w obcislym. Takze warto i sie oplaca! 😁