Taki tekst wrzuciłem dzisiaj na Akademię Triathlonu. Chciałbym, żebyście potraktowali go jako wywentylowanie się. A nie źródło pocieszania. Nienawidzę pocieszania 🙂 To raczej tekst w stylu: nie róbcie tego w domu!
W jednej z koncepcji zarządzania, którą „sprzedajemy” na prowadzonych przez nas szkoleniach jest typ pracownika, którego nazywamy kompetentnym ale ostrożnym praktykiem. To taki osobnik, który wie jak ale nie za bardzo w siebie wierzy. Porównujemy to często do dzieciaka, który chcąc nauczyć się jeździć na rowerze na dwóch kółkach potrzebuje rodzica, który trzyma kijek wetknięty miedzy ramę i pomaga mu złapać równowagę. Kiedy się przewraca? W większości wtedy kiedy widzi, że rodzic go nie asekuruje. I tak się trochę czuję przez niedzielnym startem. Niby wiem, ze jestem przygotowany, niby wiem, ze nic więcej zrobić nie mogłem (bo wykonałem 100% planu treningowego), niby wiem że ten plan był dobry (gwarantuje go zestaw trenerski Kowalski-Rostkowski). Ale wątpliwości mam. Co więcej. Te wątpliwości przeradzają się w przerażającą przedstartową sr*czkę :). Złapałem się na tym, że chcę/chciałem popełnić wszystkie błędy, o których przestrzegałem w swoich felietonach. Ale po kolei.
Najpierw źródło. Półmaraton Warszawski nie poszedł mi tak jak pójść powinien. Stąd przerażenie wynikające z tego, że nie wszystko idzie jak iść powinno. Jak dołożę sobie myślenie typu: ledwie dobiegłem 21km w 1:14’22 to jak mam ubiec kolejne 21? Kolejny pretekst do tego myślenia dał mi zeszłotygodniowy trening 2*10km. Druga dycha w tempie startowym. Wcale nie było łatwo ani z zapasem. Jak pobiec to x4? Niewyobrażalne.
No to zaczęły się pomysły na ułatwianie/ulepszanie lub co gorsza czarowanie.
Najpierw złapałem się na tym, ze staram się zaczarować rzeczywistość fetyszami. Z jakiego bidona powinienem korzystać? Czy jak piłem z czerwonego przez zawodami to szło mi dobrze czy raczej nie realizowałem celu. A jak jest z rutyną przedstartową typu fryzjer. Mam tak, ze przed ważnym startem idę do fryzjera. Ale zawsze robię to w sobotę. Tym razem musze być rano 11 w Wwie więc nie mogę iść w sobotę. Panika… Ja pierdziele. Stary a głupi. Nawiasem mówiąc – zapraszam na gofry MOCY MKON’a na expo Orlen Maraton.
Potem zaczęła się jazda z cudami odżywczymi. Jeden blog, drugi, a może jednak spróbować diety sztokholmskiej (kilka razy próbowałem – na mnie nie działa). Ale jadę… co mam do stracenia. Po pierwszym dniu odstawienia węglowodanów Ewa kopnęła mnie w dupę i otrzeźwiła. Fajnie mieć taką Ewę 😉
Potem poszło mi w tematy triathlonowe. Co z tego, ze wiosna pod znakiem biegania a cel triathlonowy to perspektywa dopiero październikowa. Nie idzie w bieganiu trzeba kompensować pływaniem i rowerem. Piotrek Rostkowski mówi: najlepiej jakbyś w ostatnich 10 dniach do maratonu nic nie pływał i nic nie jeździł. A u mnie myślenie typu: sezon rowerowy zmarnowany. Idę pokręcić. Albo takie myśli: nie dość że nic nie biegam, to jeszcze będę pływał jak siekiera. No paranoja kompletna.
Ostatnim bezsensem jaki chcę wspomnieć jest „próbowanie się”. Ten to już bezsens nad bezsensy. Oczywiście nie dałem się ponieść temu idiotyzmowi ale przeszła mi przez głowę myśl. Odwołali ci szkolenie. 3 dni luzu akurat przed maratonem – machnij sobie sprawdzian na 400. Będzie ślad w triathlonie korespondencyjnym. Wprawdzie nie pływasz ale przynajmniej coś zrobisz. Zobaczymy czy pikawa dobrze działa. Szok. Niby jestem dojrzałym zawodnikiem a takie bzdury przychodzą mi do głowy i co najgorsze jestem KROK od ich realizacji…
Zero logiki.
Prawda. Nadmiar wolnego czasu nie pomaga. Ale rowery już poczyszczone, garaż sprzątnięty. Do drewna się nie dotykam po ostatnio (dzień przez PWM) przerzuciłem 5m3 więc teraz nie ma niebezpieczeństwa. Na szczęście mam mądrego trenera. Pisze do mnie: wszystko zależy od diety, nastawienia i wypoczynku. Nie kombinuj. No to nie kombinuję. Co ma być to będzie. Bo jak to dzisiaj zobaczyłem: nie ma co wierzyć w cuda. Trzeba wierzyć w siebie.
Cel minimum: życiówka (sub 2:34), cel maksimum sub 2:30. #niemaniemogę #walczSońka
4 Komentarze
Syndrom odstawienia. Jest trochę czasu trzeba trenować! Można jeszcze spróbować jakiegoś zabiegu fizjo-regenaracyjnego, nowego masażysty itp. A co, nie można przed startem jeszcze poeksperymentować? 😉 Ciężki ten tydzień przedstartowy. Rowery czyste że aż się świecą, napęd w rowerze wymieniony, nowe szytki założone. Co by tu jeszcze zrobić?
Marcin , Marcin…no po Tobie bym się nie spodziewał(świat się kończy)… co tu dużo gadac…bedzie dobrze a może nawet …lepiej… tylko ten plan minimum bym z głowy wyrzucił… ma byc 2.30 i basta…bo inaczej wdrożysz plan minimum jak tylko poczujesz , że jest troszkę ciężko… robota zrobiona to misi oddac !!! powodzenia !!!
Jak będzie to się okarze, jedno co wiadomo. Przygotowania wykonane bez oszukiwania. 🙂
Panie Marcinie! Jako coach na pewno Pan zna techniki wizualizacyjne, wiec zamiast sie skupiac na tym „co jeszcze moge zrobic przed startem”, niech sie Pan skupi na tym „co bedzie po!” Zatem: Gratulacje wyniku splywaja z calej Europy a nawet i swiata! Obama, Merkel… nikt o uchodzcach nie wspomina, wszyscy gadaja o MKONIE! O wizji siebie na stopniu podium nawet nie wspominam (a jednak wspomnialem ;)), ale siedzi juz Pan w aucie i zapycha sie zadowolony ciastem z kruszonka… a na koniec, siada Pan przed komputerem i rozpoczyna nowy wpis na blogu od slow „Udalo sie!…” 🙂 Pozdrawiam i zycze powodzenia!