Spać nie mogę bo ciągle biegnę. A właściwie staram się biec. To były najtrudniejsze zawody w jakich startowałem w życiu. Coś takiego jak upalny Susz 2016 x2. I mimo, ze jako zwycięzca kategorii odbieram jutro slota na 2018 to na pewno się tutaj nie pojawię. Może te 5 lat (bo cel się nie zmienia – Mistrz Świata w M50) pozwolą mi z powrotem oswoić się z tym piekłem. Poza tym funduszy nie starczy bo układ z żoną był taki, ze ponieważ skończył się leasing na Skodę to ja będę ją jeszcze katował a to jej kupujemy nowe auto 🙂
Ale od początku. Spałem dobrze – po Barcelonie Tomek kazał mi przyjrzeć się różnym patentom na zmniejszenie poziomu stresu – parę znalazłem – o tym w kolejnym wpisie. Wiem, że była presja ale chyba ją udźwignąłem. Największą wywołał tytułowy kandydat na zawodnika w K.S Niemaniemogę, który to truł mi do głowy, zeby nie czekać na 2022 tylko spróbować walnąć teraz. Co więcej – położył 5000 zł w zakładzie z MKON’em i teraz będzie drugie 5 dokładał 🙂
Drugą cegiełkę dołożył Tomek, który wysłał mi najcudowniejszą wiadomość jaką zestresowany brakiem płynności w pływaniu na treningach zawodnich może dostać. Zaczynała się od słów: „Marcin, chuj z pływaniem…” Przypomnę mu to przy najbliższej okazji.
A samo pływanie spoko. Zarekomendowany przez Andrzeja Kozłowskiego patent aby ustawić się na maksa z lewej strony podziałał. Pralki właściwie żadnej. Tak kozaczyłem, ze przy opływaniu łódki spojrzałem na zegarek! I jak zobaczyłem tam 31:40 to wiedziałem, ze będzie dobrze. Chciałem 1:15 swim +T1 więc był zapas. No i zostałem genialnie oklejony przez Daniela i „obsmarowany” przez Trenera Medaka.
Rower – zacznijmy od draftingu – był i im dalej kto wyszedł z wody tym było go więcej. Ale jak ktoś chciał można było nie draftować. Żona poinstruowała mnie jaki jest zakres numerów mojej kategorii wiekowej więc starałem się aby nikt taki mnie nie wyprzedził. Za to ja wyprzedzałem ostro bo czułem, ze noga podaje. Rower sprawował się super, batony sprawowały się super. Rady od Zbyszka Gucwy aby kłaść się na kierze jak wieje bardzo się przydały. Zjazd od Hawi to był jakiś koszmar. Tym bardziej, ze do Hawi było chyba więcej z wiatrem więc zamiast planowanych 245-250 wat było raptem 241. Ale pod wiatr postanowiłem pojechać negative split i ostatecznie skończyło się na 245. Niestety dwa razy musiałem się zatrzymać do zera bo przylepiła mi się jakaś taśma, która stukała o widelec. Za pierwszym razem byłem przerażony, że to coś z oponą. W drodze powrotnej w tym samym miejscu – już nie panikowałem. Jakoś specjalnie nie umęczony wbiegłem w T2 z lekkim niedoczasem – rower planowałem na 4:45 – wyszło 4:50. Ale ponieważ w ostatniej części dystansu mijałem bardzo mało „moich numerów” to wiedziałem, ze jestem wysoko. Informowani przez niezawodnego Emila Wydartego moi powiedzieli mi, ze jestem 3 i zacząłem biec. Plan był taki aby biec swoje NIEZALEŻNIE od tego co się dzieje. Więc jak już na początku zostałem wyprzedzony to się nie przejmowałem. Bieg to koszmar. Przez cały tydzień liczyliśmy na chmury a tutaj nie ma.
Ale chciałbym powiedzieć o 2 rzeczach z tej części.
1. Od pewnego momentu biegnie się głową. Jak wiedziałem, że jestem już 2 albo 3 i miałem kolejnego zawodnika w zasiegu wzroku (okazało się potem, ze był 1szy) to za cholerę nie dawałem rady przyspieszyć. Zrezygnowany pogodziłem się z 2 miejscem (bo kontrolowałem zgon 3 i 4). Ale nagle zawodnik ten staje. Podbiegam i mówię: „come on buddy” a on kiwa głową, ze koniec. No to na następnej stacji odżywczej idę. Przez całą. A on skubaniec akurat teraz mnie wyprzedza i odbiega daleko. Ja go gonię, widzę, ze na liczniku 4:30 a od ciągle daleko. Ale w końcu puścił. I potem już się nie podniósł. Ostatnie 12 km – czyli dokładnie od nawrotki w Energy Lab to najgorszy koszmar mojej kariery tri. To było bieganie w piekle. Na szczęście włączyło mi się niemaniemoge 🙂 I mimo, że na ostatnich 2 km 3 razy musiałem się zatrzymywać z powodów skurczy dwójek – jakoś ubiegłem.
2. Genialnym patentem na tych zawodach jest to, ze wszystko jest zimne. Zimna cola, zimny redbull, zimna woda i lód. Lód w gacie, za koszulkę, pod czapkę, w dłonie. Pod koniec wyścigu ręce miałem jak po 3h kąpieli w wannie. Ale nawet nagrzane koncentraty Enervitu (wchłonąłem 6 na trasie biegowej) wypijałem mając kostkę lodu w buzi. Trzeba to zastosować w PL. Organizatorzy – do roboty.
To taka mega krótka relacja ale pewnie kiedyś jeszcze skrobnę dłuższą – albo chętnie odpowiem na pytania – jeśli macie. A teraz zabieram się za czytanie aplikacji na sMentoring 2018 😉
dla lubiących cyferki:
swim: http://tpks.ws/64uYp
bike: http://tpks.ws/eHvaO
run: http://tpks.ws/sCLUj
17 Komentarze
Marcinie drogi, wielki szacunek za wynik. Gorące podziękowania twojej rodzinie, i wszystkim którzy ciągle wspierają w życiu.
Gratulacje, szacun a slota na 2018 mogę przejąć – przez rok się zajadę żeby wyglądać na M45 😉 Duma rozpiera #nasigora
mkon napisał(a):
24 maja 2017 o 10:12
to se poczekasz 😉
Tak mi napisałeś w komentarzach gdy napisałem, że czekam na zwycięski felieton.
Długo nie musiałem czekać😆.
Gratulacje!
Z okazji urodzin serdeczne życzenia😀
Patrz jaka świnia z tego Violi, a gdzie fair play? Takie zachowanie to na boiskach piłkarskich.
A co do rezygnacji ze slota na 2018 – umysł ludzki odsuwa w najdalsze zakamarki te złe chwile, a eksponuje te dobre. Za jakiś czas może zmienisz zdanie, w końcu „reigning champion” nie może tak bez walki ustapić pola!
Wielkie gratulacje i szacunek za to ten wynik, siedziałem i oglądałem do końca, ogromne emocje.
To chyba był Belg a nie Viola… Sledzilismy na stronie AT z zapartym tchem ale warto było zerwać nockę 🙂 Graty 🙂
MKon jestes jak Tony Stark 🙂 wielkie gratulacje i szacun za wynik. Teraz trudno bedzie sie ogonic od kandydatow na padawnow.
Serdeczne gratulacje od mojej Żony i ode mnie 🙂 Kibicowaliśmy do późnych godzin nocnych. Moja Żona zasnęła podczas roweru, ja niestety ok. 10 km maratonu. Wiedzieliśmy, że jest dobrze, bo najmocniejsza konkurencja to bieg. Obudziłem się o 5:48 i szybko sprawdziłem aplikację IM z wynikami. Zobaczyłem, że jesteś pierwszy! Obudziłem Żonę i powiedziałem: Maguś – MKON jest Mistrzem Świata! Następnie zasnęliśmy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku… – obowiązku dobrego kibica 🙂
Gratulacje !!! To jest coś niesamowitego …
Marcinie ! To nie zaden moj patent . To Pitagoras ! :-)))
Szanowny Panie MKONie, dziękuję za te emocje przy trackerze, nie było mowy o jakimś spaniu (ale co to za pomysł, żeby zawody robić w nocy;). Ta pogoń po wyjściu z wody, fantastyczne! Kibice byli by zawiedzeni gdyby się nie udało, ale musiało się udać!
Rocznik 72′ to dobry rocznik, więc jeśli Ty w 2022 powalczysz o kolejne MŚ, to ja postaram się o kwalifikację;))
Szanowny Mistrzu, gratulacje i podziękowania za wszystko /chociaż już były/ – ale może byś tak za jakiś czas opisał – „jak Ci to smakowało, jak to jest po czymś takim, jak dociera do świadomości ?”
teraz przede mną 31 godzin lotu – coś opiszę
Mistrz Świata!!!
Panie szacunek i gratulacje! ☺️
Serdeczne gratulacje od mojej Żony i ode mnie 🙂
Kibicowaliśmy dzielnie śledząc relację na trackerze, aplikacji IM. Moja Ukochana zasnęła na rowerze, ja chwile po niej, po pierwszych kilometrach maratonu, myśląc- jest dobrze. Obudziłem się gwałtownie nad ranem. 5:48. Sprawdziłem aplikację. MKON pierwszy!!! Budzę Maguśkę i mówię: Maguś, MKON został Mistrzem Świata! Moje zaspane Szczęście zapytała śpiącym głosem: Całego Świata? 😉
Następnie zasnęliśmy spokojnie, jak po dobrze spełnionym obowiązku… – obowiązku dobrego kibica 🙂
Dziękujemy za emocję, za dumę i za świadomość, że impossible is nothing.
całego świata to nie 😉
Panie Marcinie, Wielkie Gratulacje za kosmiczny wynik! Tworzy Pan historię na naszych oczach.
Podziwiam i życzę dalszych sukcesów!