Chciałbym podzielić się z Wami dwiema rzeczami, których nauczyłem się podczas startu w Malborku. Rzeczami o których wiem ale ciągle muszę je sobie przypominać.
Ad.1 Nauczony doświadczeniem zeszłego tygodnia, kiedy zlało mnie na rowerze jak mokrą kurę i kiedy po raz kolejny uświadomiłem sobie, ze nie umiem jeździć w deszczu, napisałem do Tomka na 5 dni przed zawodami: jak będzie lało – nie startuję w Malborku. Lepiej przytrenować w garażu. Hawaje ważniejsze. Jak było wszyscy widzieli. Postanowiliśmy zaryzykować. W back upie było zejście z trasy rowerowej, powrót do Wani do domu i dokończenie treningu na trenażerze. Na szczęście niebo się zlitowało. Ale np. doskonale rozumiem Olę Lipowską, która zeszła z części rowerowej bo uznała, ze warunki mało sprzyjające i może nie warto ryzykować bo IM Barcelona za chwilę.
Ja zaryzykowałem i…. nie żałuję. Wprawdzie roweru było mi szkoda już po pierwszych 5km, żałowałem że mam dysk a nie koła fulcrum, w jakich pojadę na Hawajach no i że piękny zestaw (wózek + łańcuch) dostaje wpierdziej jak ta lala. Ale KONIECZNIE chciałem przećwiczyć po raz kolejny 3 rzeczy. Batony Enervit (a właściwie ich ilość – tym razem wziąłem 3 sztuki), rozdział między iso a rozpuszczone żele (bidon na ramie) no i jazdę w wietrze. Chyba byłem jedyną osobą na trasie rowerowej, która tak była wdzięczna za ten wiatr. Na Hawajach będzie wiało podobnie, dlatego trzeba ćwiczyć. O samej części rowerowej szkoda pisać. Nogi nie miałem, czułem że jest ciężko i podłamałem się jak zostałem objechany jak taczka przez Michała i Marcina. Z drugiej strony jechałem swoje waty i ciągle nie mogę wyjść z podziwu jak jadąc podobne wartości oni jadą jednak znacznie szybciej ode mnie. Śmieszna sytuacja zdarzyła się na 30km kiedy to podjechał do mnie Michał i powiedział za co dostanę opierdziel po zawodach (patrząc na moje aero). Chodziło mu o szytkę, jaką wetknąłem w koszyk za siedzeniem. W ogóle z tym „zestawem” za siodłem to uświadomiłem sobie, ze niepotrzebnie brałem tę szytkę oraz pompkę i naboje bo przy tych warunkach i tak bym ich nie zmieniał tylko poczekał aż ktoś mnie podwiezie na metę. Po drugie jak #janusztriathlonu wziąłem na punkcie odżywczym cały bidon ISO, z którego na drugiej pętli nie wypiłem NIC. Potem sobie tak przeliczałem, że miałem dodatkowy 1kg co przy cenach rowerów równało się upgrade pewnie za 10.000 zł 😉
bo napęd mam teraz zawodowy! Jak PRO!
Ad. 2 Jacek Nowakowski przyjechał do Malborka z mitingu Golden League z Brukseli. Przyjechał cały zachwycony tym jak ludzie tam biegają i chciał mnie chyba natchnąć już na Hawaje przypominając tę słynną maksymę (nie pamiętam czyją). Schodząc z roweru – mając 5’ straty do Michała oraz 3,5’ do Marcina wiedziałem, ze lekko nie będzie. Ale też chciałem przećwiczyć 2 rzeczy. Niby znane ale ciągle o nich zapominam. Po pierwsze starałem się pilnować siebie na pierwszych kilometrach. Ostatnie tygodnie to TYLKO trening do Ironmana więc nie ma mowy o żadnych tempach, BC2 itd. Więc biegania „szybszego” nie było w planie na zawodach. Cel – pobiec tak średnio po 3:55-4’/km.
I tak rozpocząłem. Nie patrzyłem na Panów ale robiłem swoje. Dodatkowo, każdy ostatni długi trening to bieganie z kilkoma koncentratami Enervit. Czasami zostawiam je w lesie, czasami wciskam w kieszonki (duże są cholerstwa). Przyjąłem zasadę, że przyjmuję pół koncentratu co 5km. I czuję, że to daje radę. Podobnie było teraz. Ewa podała mi na punkcie odżywczym 2 koncentraty a ja pilnując mocnej pracy ramion i starając się biec dobrze technicznie (jakoś czułem, ze na całej trasie wiatr w plecy) na km 7 dostałem jakby energetyczny strzał. Jakbym był Asteriksem, który napił się wywaru mocy Panoramixa. I czułem, ze mogę przyspieszyć. Specjalnie nie patrzyłem na zegarek, żeby się nie przerazić. Łapię się czasami na tym, ze jak w pierwszej części dystansu spojrzę i zobaczę np. 3:40 – a przede mną jeszcze 13km to myśl – nie wytrzymasz – może demotywować. Nie patrzyłem na zegarek choć czułem, ze jest szybko. I było. Tym razem ja minąłem młodych jak taczki (yes, yes – old man can run!) i uciekałem przed wyśmienitym przecież biegaczem jakim jest Marek Szewczyk. Bardzo jestem z tego biegu zadowolony.
Na koniec kilka refleksji ogólnych po zawodach:
1 Komentarz
Marcinie , nie wiem czy wiesz ale ten naped PRO(mam na mysli lancuch) by Ceramic Speed dziala tylko przez pierwsze 600 km a po tym ma takie same opory jak kazdy inny tej klasy lancuch . Te pierwsze , ktore ja kupilem mialy tylko 300 km . Teraz dodaja smar “Squirt lube” ktory niby przedluza
zywotnosc do 600 km.