Podobnie jak w zeszłym roku, start A wypadł mi w październiku. W związku z tym powoli zaczynają doskwierać mi trudności związane z logistyka treningu. Trenuję do ironmana, więc jest długo i intensywnie. Szybko zapadający zmrok nie sprzyja motywacji. Ale zaczynam zauważać u siebie kolejne symptomy „wybiórczego” podejścia do motywacji treningowej. Coraz częściej wybieram sen, zamiast zrywania się rano na basen. Co oznacza de facto przekładanie treningów tak, aby pasowały raczej do komfortu, a niekoniecznie do myśli treningowej. Np. zamiast pływać rano, pływam po szkoleniu w dniu teoretycznie wolnym. Zamiast jeździć 3h przed szkoleniem (co oznaczałoby pobudkę ok.4.30) jeżdżę po szkoleniu, a rano biegam. I tego typu historie. Ale jak to mawia Babcia: jak masz robić – nie płacz, jak płaczesz – nie rób.
Zaczynam się jednak coraz częściej zastanawiać nad źródłem tej motywacji. Motywacji do dalszego treningu. I myślę sobie, że najgorszą rzeczą jaka mogłaby mi się przydarzyć podczas tegorocznych Hawajów, to wygrana w mojej AG. Dlaczego najgorszą? Bo mogę stracić motywację i osiąść na laurach.
Często podczas startów na naszym podwórku Tomek „opieprza mnie” – nie satysfakcjonuj się pierwszym miejsce w kategorii wiekowej. Walcz o wynik. A ja nie mogę się powstrzymać przeciwko temu myśleniu: aha zszedłem z roweru i słyszę, że jestem pierwszy – to po jaką cholerę cisnąć tak, że boli. Wystarczy cisnąć, aby nikt mnie nie wyprzedził. A to czasami różnica prawie 45” na kilometr. I przyznaję się bez bicia – czasami motywacji mi „nie staje” (jak mawiał Marszałek Zych). Czy to starość, czy to zmęczenie
materiału? A może Szanowna Konkurencji czas na zakasanie rękawów? W tym roku dwa wyścigi (było ich raptem 4) sprawiły mi mega satysfakcję i mobilizację. Gdynia – kiedy to ścigałem się z Kubą Rucińskim. Goniłem go ale nie dogoniłem. Drugi to Malbork – kiedy goniłem Marcina i Michała. Tych dogoniłem. Pełna mobilizacja i taki sam poziom satysfakcji, niezależny od wyniku. Po prostu podczas całej trasy biegowej walka. Lubię to!
To pokazuje jeszcze drugą kwestię. Jakże zbieżną z tematami biznesowymi, którymi się zajmuję. Różnicę między celem trudnym ale realistycznym, a celem nierealistycznym. Bo przecież ktoś może powiedzieć – dlaczego nie ścigasz się z krajowymi PRO? Moja odpowiedź – bo wiem, że ich nie prześcignę. Jest to więc cel nierealistyczny – co powoduje, że motywacja do jego realizacji jest zdecydowanie mniejsza. Cel trudny – zrobić lepszy wynik na tej samej trasie niż last year – już bardziej mobilizujący. Rywalizacja z kimś, z kim przegrywałem ale o włos – mobilizujący. Ściganie się z Kalaszczyńskim – śmiech na sali (ze mnie of kors ;).
Podsumowując: zapytałem się siebie co chcę osiągnąć na KONA 2017. Chcę zrobić 9h15’. Uznaję to za wynik ambitny – poprzedni mój występ to 9 h 43’. Ostatnim razem usłyszałem, że Michał chciał zrobić lepszy wynik niż MKON więc tym razem odwrotnie. Last year Michał 9:23 (chyba) więc moje 9:15 spełnia też to kryterium. Czy jest to cel realny? 1:15 na pływanie razem z T1, 4:45 na rower i 3:15 na bieg razem z T2. Wydaje się realistyczne
Co do rywali (w kategorii wiekowej) – marzę o tym, żeby dostać porządne wpierdol. Niech te 9:15 da miejsce w II dziesiątce. Albo niech (bez defektu) skończę daleko od 9:15. Myślę, że będzie to taki zimny prysznic dla tej ściany motywacyjnej, od której coraz częściej się odbijam. I wprawdzie nie mam takiego pomysłu jak Arek Cichecki, aby powiesić rower na kołku, ale niezależnie od 2018 w makroplanie będzie rokiem biegowym. Muszę nabrać głodu triathlonowego. A sub 2:30 samo się nie zrobi 🙂
10 Komentarze
Marcin, a może więcej startów zagranicznych, na których poziom w Twojej kategorii wiekowej jest wyższy :)?
od dawna ten temat wałkuję ale budżetu na razie nie starcza 😉
„myślę sobie, że najgorszą rzeczą jaka mogłaby mi się przydarzyć podczas tegorocznych Hawajów, to wygrana w mojej AG.”
Potwierdzałeś w podcaście, że z celu „Zdobyć MŚ w kategorii M50” ważniejsza jest ta część o „M50”. Zatem wbij to sobie na nowo w mentalne podejście do treningu. 😉
Pozdro!
… jedyne co może uleczyć to nie porządny wpierdol tylko porządna PRZERWA i ODPOCZYNEK
prawda i nieprawda 😉 Prawda bo trzeba odpocząć od logistyki przede wszystkim. Jakbym był rentierem i mieszkał w Kalifornii to tri zajmowałby mi 100% czasu wolnego (tego co go dostaję do Żony :)) bo KOCHAM ten sport. Nieprawda bo wiem, ze nie sam odpoczynek (nie mówię o roztrenowaniu) ale o nabraniu głodu do tri jest kluczem – dlatego postawię w I połowie 2018 na bieganie 😉
Marcin – fajnie bylo by miec takie problemy jak Ty 🙂 Oby nie wygrac w AG bo mi motywacja siadzie 😉 . Skoro Twoj cel nadrzedny do mistrzostwo swiata w M50 to wszystko po drodze to cele posrednie takie, ktore powinny utrzymac motywacje. Skoro zaczyna jej brakowac to moze cel glowny jest troche zbyt oddalony w czasie 🙂 A swoja droga uzyskanie lepszego czasu niz w zeszlym roku na tej samej trasie to przeciez bardzo dobry cel jest!
A mi z tego najbardziej pasuje motto Babci.
Oj chcesz zdobyć to mistrzostwo, tylko być może jeszcze o tym nie wiesz :). Motywacja się pojawi, bo Mistrz Świata M45, później MŚ M50, MŚ 55, … wygląda to ładnie.
Gratulacje Marcin! Jesteś Mistrzem Świata w M45!
fajnie to się czyta , jak już wiemy CO się wydarzyło 😉