Kolejne miast kolejne przygody. Klient zażyczył sobie szkolenie w Rzymie – to szkolę w Rzymie. Tym razem wziąłem wszystko. Wyposażony w podpowiedzi facebookowe miałem w planie trasy na 2 treningi biegowe. Wahaliśmy się z Tomkiem, czy mieszkając w centrum miasta cisnąć coś specjalistycznego. Pierwszy plan był taki aby dnia pierwszego 10km z rana przed szkolniem – tak aby zorientować się jak jest w parku w Zoo (trasa 1), 10km po szkoleniu w stronę Tybru (oba w formie luźnego BC1 – opcja 2). Lepsza miejscówka dawała możliwość zrobienia na drugi dzień – przed szkoleniem zabawę biegową 10*2’@3:15/km. Niestety żaden z planów nie zakładał zwiedzania 😉
Zmieniła się też koncepcja. Zarówno ja chciałem pozwiedzać jak też przyszedł późny plan od Piotrka Rostkowskiego, który zapodał pierwszego dnia pobytu 14km Bc2 i 10*200m@36″ dnia drugiego. Więc stanąłem przed dylematem. Gdzie to biegać? No co ze zwiedzaniem. Bo jak zwiedzać biegnąć 3:50/km? No i dodatkowo jak się nie zgubić? Znowu 🙂
Podczas pierwszego porannego biegania zgubiłem się totalnie. Chciałem dobiec do zoo i dobiegłem ale w jakieś takie miejsce, ze nie mogłem kompletnie wleźć do tego parku. Pozostawał Tybr i rekomendacja ścieżki rowerowej wzdłuż. Może chociaż jakoś tam dotrę. Dotarłem. Bc2 jakoś poleciało. Dobry asfalt na ścieżce rowerowej, pomimo biegania jakby w rynnie fajne widoki, tylko trzeba zapamiętać gdzie się wchodzi i gdzie wyjść 🙂 Na ten trening zapomniałem z pokoju paska tętna a w drodze powrotnej znowu się zgubiłem :). No tak już mam. Na kolację dotarłem bezpośrednio z treningu i pytanie jakie dostałem od uczestników w odpowiedzi na moją prośbę o danie mi czasu na wykąpanie się brzmiało: MKON on your shirt – what brand is it? Wytłumaczyłem potem 😉
Drugi dzień rano. Wiem, że mam biegać 10*200. Opcja 1 – biegam na sprawdzonej trasie wzdłuż Tybru. Opcja 2 – może uda się na starożytnym stadionie – Circus Maximum. W końcu to arena sportowa. Oczywiście jeśli do niej trafię :). Po drodze chciałem jeszcze „zaliczyć” Plac Św. Piotra. Na szczęście droga nad Tybr biegła tym razem via Circus Maximum. I chociaż do Placu nie dotarłem (zabrakło czasu) to dwusetki na starożytnej arenie wchodzą w nogi. Na samym środku zresztą jest ponad 100 metrowa a’la bieżnia – świetnie ubita mączka – można cisnąć.
I tak na koniec mam refleksję sportowca amatora. Dlaczego zawsze na wyjeździe mam dylemat: biegać zwiedzając czy robić poważny trening? I dlaczego zawsze wybieram to drugie?
5 Komentarze
Super!
Co do odpowiedzi na zadane pytanie – pewnie lubisz biegać, zwiedzać może też – ale biegać bardziej 😉
Odpowiedź na to pytanie jest trochę bardziej skomplikowana. M.in dlatego moja małżonka nie pojechała ze mną. Bo wiedziała, ze będzie musiała chodzić sama i zwiedzać bo ja przed szkoleniem trening, po szkoleniu trening (nawet jeśli nie akcent – to bieganie) a potem na łażenie razem juz czasu nie ma. Prawda jest też taka, ze w Rzymie byłem już wielokrotnie więc widziałem to co trzeba zobaczyć 🙂
Tańczący z wilkami normalnie hyhyhy 😀
dziwne to nieco. Na paraolimpiadę jesteś już nieco za stary?
Czym tu się tak jarać?
Potem ani siły na rodzinę ani na przeprowadzenie porządnego szkolenia.
no właśnie jaram się jak rzym za nerona 🙂