Do napisania tego tekstu natchnęły mnie trzy rzeczy. Po pierwsze, trening pływacki z grupą Sebastiana Najmowicza, który zakończyłem ok. 21.15. Po drugie, wymiana zdań z Ryśkiem, który 80% treningów wykonuje po 20 (a część po 22). Po trzecie, dyskusja pod postem jednego z blogerów, który dość bezpiecznie pisze: tak mam ja. Ja również często piszę, że jest to #mkonway, ale w kwestii tytułowej chciałbym jednak coś zarekomendować. I potem postaram się tę tezę obronić.
Nie trenujmy po 20. Tak brzmi teza. I zanim przejdę do jej uzasadniania, posłużę się standardowym przykładem pracującego 9-17 męża i ojca, który na 8 rano musi rozwieźć dzieci do szkoły, popołudniu odrobić z nimi lekcje, czy też podzielić się innymi obowiązkami z małżonką. Jeśli dzieci są do 10 roku życia, pewnie po 21 ma wolne. Jeśli są powyżej – wolne ma wcześniej (if you know what I mean).
Postaram się podać 4 kluczowe elementy mojej tezy i choć wiem, że możecie mieć setki przykładów osób, które trenując po 20 – jednak dają radę, to ja piszę o osobach, które traktują trenowanie serio (stawiają sobie cele i je konsekwentnie realizują). Nie piszę o osobach w stylu: a pójdę sobie pobiegać. Piszę o osobach, dla których realizacja planu treningowego opiera się na codziennym balansowaniu na granicy zmęczenia (wyczerpujący trening). Piszę też o osobach, dla których trening jest drugą, jeśli nie trzecią rzeczą w życiu (po rodzinie i pracy). Nie chcę też dawać dobrych rad – myśli na ten temat z chęcią zderzę w trakcie komentowania, sMentoringu albo po prostu gadania 1:1. Dla uproszczenia argumentacji posłużę się tylko jednym sportem – bieganiem. Bieganiem do maratonu, czyli około 8 treningami w tygodniu, przy jednym dniu wolnym (nie licząc sesji rozciągania oraz siłki), co w sumie daje ok 11h.
Oto argumenty broniące mojej tezy:
Dziura węglowodanowa, superkompensacja, periodyzacja treningu. Są to rzeczy, o których przeczytacie w każdym opracowaniu i pewnie każdy zna ich definicję. W kontekście trenowania po 20 największy zgryz mam z posiłkiem potreningowym. Bo albo przyjmuję zasadę „dobrej michy”, która ma się przyczynić do regeneracji, uzupełnienia glikogenu, odbudowania białek (ale trawi się 2h) albo idę w stronę protezy typu koktajl. Ma wszystkie niezbędne składniki, trawi się znacznie krócej, ale „dobrą michą” nie jest. Kończysz trening o 21.30 – kiedy możesz położyć się spać, aby twój organizm zajął się spaniem, a nie trawieniem. I to jeszcze węglowodanów. 2h przed snem. Kupa czasu.
Nie wiem jak wygląda Wasze życie seksualne, ale dziecko/dzieci, obowiązki domowe, godziny poza domem, trening, seks – to wszystko nie idzie w parze. Patrząc na moje doświadczenia w tej materii, czujne rozglądanie się za małżonką rozpoczynało się dopiero jak bachory spały snem kamiennym. Przy planowaniu trenowania po 20, wybieganie jak rozumiem jest priorytetem niż … A tak chyba być nie powinno. No chyba, że macie bardzo cierpliwego partnera, który poczeka na to aż się porozciągacie, zjecie, porolujecie, wykąpiecie… Jeśli tak, to zazdraszczam J
Ten temat zależy bezsprzecznie od pory dnia i rodzaju treningu, ale wszystkie moje eksperymenty pokazują wyraźnie, że bieganie jak jest jasno jest jakościowo (tempo, komfort) lepsze niż jak jest ciemno. Nawet przy najlepszym świetle z czołówki. Dodatkowo, patrząc na bieganie np. w Wawie, trening rano obarczony jest znacznie mniejszą ilością smogu niż wieczorem. Poza tym, jak rano trening nie wyjdzie, to zawsze można go powtórzyć… na wieczór 😉
Dobra. Na podsumowanie powtórzę swoją tezę: niech bieganie po 20 nie będzie dla Was standardem. Oczywiście, bieganie rano nie powinno być też celem. Celem powinno być optymalizowanie czasu treningu do wszystkich elementów życia. Może w tygodniu nie ma wyjścia, ale są to krótkie mało intensywne treningi? A może mając na środę zaplanowany trening petarda, lepiej wynegocjować ze wszystkimi odpowiednie okienko już na 2 tygodnie przed? A może po prostu zrobić sobie przerwę w trenowaniu, jeśli nie można złapać wszystkich srok za ogon (przypominam o priorytetach). Zapraszam do dyskusji.
Żeby zaspokoić wszystkich, od razu, sam sobie zaprzeczę 😉 Bo lepiej trenować po 20 niż nie trenować w ogóle 😉
17 Komentarze
Marcin ja uważam że panowie (w pewnym wieku) już nie mają takiego ciśnienia na SEX więc można zrobić trening 😉 ale co na to druga strona to inna sprawa 😉
mów za siebie 🙂
Jeżeli seks najpierw, a potem trening, to jeden argument przeciw z listy powyżej odpada. A wszyscy zadowoleni: małżonka nie czeka już tak niecierpliwie na powroty o 22-23, solidna rozgrzewka wykonana, no i jakoś tak lekko człowiekowi i nogi niosą 🙂 sprawdzony patent, polecam
szczęściarz 😉 u mnie tak to nie działa 😉
No dobra, czyli po 20 nie, a trzymając się założeń, które opisałeś na początku – praca, dzieci do szkoły na 8mą itd… To kiedy?
Andrzej, nie odpowiem ci wprost. Ale szukałbym czegoś pomiędzy: a) nie trenuję w ogóle ….. z) trenuję mając w dupie rodzinę
Po 4 latach trenowania (taki sam zapał na początku, radość z wyników, progres itp) i po urodzeniu się kolejnego dziecka zacząłem iść w kierunku punktu b). Brak jakościowo dobrego snu z uwagi na trening w godzinach nocnych odbijał się zarówno na kolejnym treningu następnego dnia jak i pracy, domu itp. Trzeba było się zatrzymać, przemyśleć i zawiesić buty na kołku na jakiś czas. Frustracja minęła jak ręką odjął, czasami napada nostalgia za tym co było ale piękne chwile zostaną w pamięci. A za kilka lat zawsze można wrócić. Żyje się lepiej. Tak ja zrobiłem. Pozdrawiam
pięknie. odwaga, potrzebna do takich ruchów to jest to, co szalenie cenię!
Sluszna zasada ktorej sie trzymam….ale jak to w zyciu, robie wyjatki. Szczególnie gdy na rano nie zmieszcze zakladki i robię ją wieczorem I wiem, że nie ma szans by znalezc wolny slot pozniej na ten trening. Nie ma siły, odbije się to na śnie, jedzeniu, rozciąganiu itd. Tak zrobiłem wczoraj wieczorem i dzis po takim treningu chodzę senny, zły ale nie głodny. Micha to podstawa 😉 a dzis nieco odpuszcze by dać odpocząć organizmowi.
Mol, cały pic to dążyć do świata idealnego poprzez nieustanne kompromisy. Jestem świecie przekonany, ze osoba na dzisiaj trenująca tylko po 20, jak ustawi sobie cel: 1 trening w tygodniu przed z czasem zacznie zmieniać to we właściwym kierunku
No u mnie w tym roku (bo w ubiegłym jeszcze nie szło za dobrze) większość sesji treningowych wykonuję rano przed rozpoczęciem dnia. Jeśli jest to trening 2h to wstaję o 4:00. Ale z drugiej strony zasada jest taka, że wcześniej kładę się spać żeby te 7-8 h przespać. Niestety jak mam dwie sesje zdaża mi się zrobić sobie drzemkę (inaczej nie mogę) Problem w tym, że w ciągu dnia ciężko jest mi wolny czas przy pracy i dzieciach wygospodarować. Trening z rana lepiej wchodzi a i rodzina szczęśliwa bo w dzień mam dla nich więcej czasu 🙂
są sowy i skowronki. Znam osoby, dla których 6 rano to środek nocy
Ja triathlonem się bawię, trenuję też amatorsko sztuki walki i mam podobne rozterki odnośnie pory treningowej, bo jak słusznie zauważyłeś jak treni g się kończy 21-21:30 to ciężko jest się położyć o 23, a co dopiero zasnąć. Dwóch synów grających w piłkę, których trzeba zawieźć i odebrać z treningu, w soboty czy niedziele co jakieś 2 -3 tyg turnieje (Tata musi widzieć przecież wszystkie gole do 10go roku życia – you know what i mean). Jest ciężko momentami, bo można zrobić trening podczas treningu dzieci i nawet psa zabrać i go wybiegać (wyżeł), ale pod warunkiem, że sie wyrobisz z posiłkiem przedtreningowym na ok 2h przed. Z pozdrowieniami dla wszystkich zmagających sie z syndromem zbyt krótkiej doby, nie poddaję się!
Miałem taki epizod w zyciu, kiedy prowadząc (latem) dwudniowe szkolenie (8-16) na północ od wwy, po pierwszym dniu wracałem do Olsztyna, żeby pograć z synem w piłkę. Nie wyobrażam sobie jeszcze wciskania w to trenowania. Wyżej dupy się nie podskoczy. Teraz syn ma 26 lat a jak zaczynałem bawić się serio w sport miał 18. Więc było posprzątane
Ja mam odwrotnie. Zaczynam zyc tak na serio dopiero po 18-ej. Na pewno wiaze sie to z rytmem ppracy do ktorego bylem przyzwyczajony przez lata. Najwczesniej chodziem spac o 1-2 w nocy, a czesto sie zdarzalo, ze nawet pozniej (wczesniej). Tylko bajki dla dzieci grane sa do poludnia -:).
Jedyny trening, ktory moge ewentualnie rano zrobic, to bieganie, ale nie przed 8:00. Basen najwczesniej o 10:00.
Motywacje o 5:40 zostawiam szalencom.
To wszystko kwestia indywidualna. Podejście, motywacja i możliwości łączenia tri z codziennym życiem. Np dla mnie (kategoria O2D) 4:30 to standardowa godzina porannego biegania a zdarza się ruszać o przed 4 (głównie latem) bo o 6 musze wyksc na szychtę. Ale do takich wniosków każdy musi dojść sam metodaą prób i błędów, poznać jak smakuje przetrenowanie aby w porę wrzucić na luz.
święta prawda. ja rzeczywiście mam luźniej. stąd taką mam zasadę