felietony 2018
Biblia Triathlonu MKONa
Pokaż wszystkie

Do napisania tego tekstu natchnęły mnie trzy rzeczy. Po pierwsze, trening pływacki z grupą Sebastiana Najmowicza, który zakończyłem ok. 21.15. Po drugie, wymiana zdań z Ryśkiem, który 80% treningów wykonuje po 20 (a część po 22). Po trzecie, dyskusja pod postem jednego z blogerów, który dość bezpiecznie pisze: tak mam ja. Ja również często piszę, że jest to #mkonway, ale w kwestii tytułowej chciałbym jednak coś zarekomendować. I potem postaram się tę tezę obronić.

dobra „szama” to podstawa. czasami w formie koktaju.

Nie trenujmy po 20. Tak brzmi teza. I zanim przejdę do jej uzasadniania, posłużę się standardowym przykładem pracującego 9-17 męża i ojca, który na 8 rano musi rozwieźć dzieci do szkoły, popołudniu odrobić z nimi lekcje, czy też podzielić się innymi obowiązkami z małżonką. Jeśli dzieci są do 10 roku życia, pewnie po 21 ma wolne. Jeśli są powyżej – wolne ma wcześniej (if you know what I mean).

Postaram się podać 4 kluczowe elementy mojej tezy i choć wiem, że możecie mieć setki przykładów osób, które trenując po 20 – jednak dają radę, to ja piszę o osobach, które traktują trenowanie serio (stawiają sobie cele i je konsekwentnie realizują). Nie piszę o osobach w stylu: a pójdę sobie pobiegać. Piszę o osobach, dla których realizacja planu treningowego opiera się na codziennym balansowaniu na granicy zmęczenia (wyczerpujący trening). Piszę też o osobach, dla których trening jest drugą, jeśli nie trzecią rzeczą w życiu (po rodzinie i pracy). Nie chcę też dawać dobrych rad – myśli na ten temat z chęcią zderzę w trakcie komentowania, sMentoringu albo po prostu gadania 1:1. Dla uproszczenia argumentacji posłużę się tylko jednym sportem – bieganiem. Bieganiem do maratonu, czyli około 8 treningami w tygodniu, przy jednym dniu wolnym (nie licząc sesji rozciągania oraz siłki), co w sumie daje ok 11h.

Oto argumenty broniące mojej tezy:

SEN

  1. Sen jako regeneracja. Potrzebuję 6-8h snu. Jeśli mówimy o regeneracji, to raczej 8-9 a nie 6-7. Snu prawdziwego, z powolnym zasypianiem, budzeniem się wyspanym. To jest sen regeneracyjny. Nie wierzę w odsypianie, łapanie 15’ drzemek w ciągu dnia, itd. Oznacza to powolne zbliżanie się do łóżka w okolicach 22 (jeśli przyjmiemy tezę, że biegamy rano).
  2. Zakładając, że od 21 mamy 60’ – 90’ trening, to naprawdę konia z rzędem temu, kto solidnie się porozciąga, zje i nie nabuzowany, ale przede wszystkim nie napchany, pójdzie spać ok. 23-23.30. Ja niestety po solidnym treningu potrzebuję co najmniej 45’ na schłodzenie (też głowy). Niestety wtedy te 45’ obcina sen potrzebny na regenerację.

JEDZENIE

Dziura węglowodanowa, superkompensacja, periodyzacja treningu. Są to rzeczy, o których przeczytacie w każdym opracowaniu i pewnie każdy zna ich definicję. W kontekście trenowania po 20 największy zgryz mam z posiłkiem potreningowym. Bo albo przyjmuję zasadę „dobrej michy”, która ma się przyczynić do regeneracji, uzupełnienia glikogenu, odbudowania białek (ale trawi się 2h) albo idę w stronę protezy typu koktajl. Ma wszystkie niezbędne składniki, trawi się znacznie krócej, ale „dobrą michą” nie jest. Kończysz trening o 21.30 – kiedy możesz położyć się spać, aby twój organizm zajął się spaniem, a nie trawieniem. I to jeszcze węglowodanów. 2h przed snem. Kupa czasu.

SEKS i inne sprawy małżeńskie

Nie wiem jak wygląda Wasze życie seksualne, ale dziecko/dzieci, obowiązki domowe, godziny poza domem, trening, seks – to wszystko nie idzie w parze. Patrząc na moje doświadczenia w tej materii, czujne rozglądanie się za małżonką rozpoczynało się dopiero jak bachory spały snem kamiennym. Przy planowaniu trenowania po 20, wybieganie jak rozumiem jest priorytetem niż … A tak chyba być nie powinno. No chyba, że macie bardzo cierpliwego partnera, który poczeka na to aż się porozciągacie, zjecie, porolujecie, wykąpiecie… Jeśli tak, to zazdraszczam J

JAKOŚĆ TRENINGU

Ten temat zależy bezsprzecznie od pory dnia i rodzaju treningu, ale wszystkie moje eksperymenty pokazują wyraźnie, że bieganie jak jest jasno jest jakościowo (tempo, komfort) lepsze niż jak jest ciemno. Nawet przy najlepszym świetle z czołówki. Dodatkowo, patrząc na bieganie np. w Wawie, trening rano obarczony jest znacznie mniejszą ilością smogu niż wieczorem. Poza tym, jak rano trening nie wyjdzie, to zawsze można go powtórzyć… na wieczór 😉

Dobra. Na podsumowanie powtórzę swoją tezę: niech bieganie po 20 nie będzie dla Was standardem. Oczywiście, bieganie rano nie powinno być też celem. Celem powinno być optymalizowanie czasu treningu do wszystkich elementów życia. Może w tygodniu nie ma wyjścia, ale są to krótkie mało intensywne treningi? A może mając na środę zaplanowany trening petarda, lepiej wynegocjować ze wszystkimi odpowiednie okienko już na 2 tygodnie przed? A może po prostu zrobić sobie przerwę w trenowaniu, jeśli nie można złapać wszystkich srok za ogon (przypominam o priorytetach). Zapraszam do dyskusji.

Żeby zaspokoić wszystkich, od razu, sam sobie zaprzeczę 😉 Bo lepiej trenować po 20 niż nie trenować w ogóle 😉

 

17 Komentarze

  1. Michał pisze:

    Marcin ja uważam że panowie (w pewnym wieku) już nie mają takiego ciśnienia na SEX więc można zrobić trening 😉 ale co na to druga strona to inna sprawa 😉

    • mkon pisze:

      mów za siebie 🙂

      • Fefe pisze:

        Jeżeli seks najpierw, a potem trening, to jeden argument przeciw z listy powyżej odpada. A wszyscy zadowoleni: małżonka nie czeka już tak niecierpliwie na powroty o 22-23, solidna rozgrzewka wykonana, no i jakoś tak lekko człowiekowi i nogi niosą 🙂 sprawdzony patent, polecam

        • mkon pisze:

          szczęściarz 😉 u mnie tak to nie działa 😉

  2. Andrzej pisze:

    No dobra, czyli po 20 nie, a trzymając się założeń, które opisałeś na początku – praca, dzieci do szkoły na 8mą itd… To kiedy?

    • mkon pisze:

      Andrzej, nie odpowiem ci wprost. Ale szukałbym czegoś pomiędzy: a) nie trenuję w ogóle ….. z) trenuję mając w dupie rodzinę

      • (re)tired pisze:

        Po 4 latach trenowania (taki sam zapał na początku, radość z wyników, progres itp) i po urodzeniu się kolejnego dziecka zacząłem iść w kierunku punktu b). Brak jakościowo dobrego snu z uwagi na trening w godzinach nocnych odbijał się zarówno na kolejnym treningu następnego dnia jak i pracy, domu itp. Trzeba było się zatrzymać, przemyśleć i zawiesić buty na kołku na jakiś czas. Frustracja minęła jak ręką odjął, czasami napada nostalgia za tym co było ale piękne chwile zostaną w pamięci. A za kilka lat zawsze można wrócić. Żyje się lepiej. Tak ja zrobiłem. Pozdrawiam

        • mkon pisze:

          pięknie. odwaga, potrzebna do takich ruchów to jest to, co szalenie cenię!

  3. Mol pisze:

    Sluszna zasada ktorej sie trzymam….ale jak to w zyciu, robie wyjatki. Szczególnie gdy na rano nie zmieszcze zakladki i robię ją wieczorem I wiem, że nie ma szans by znalezc wolny slot pozniej na ten trening. Nie ma siły, odbije się to na śnie, jedzeniu, rozciąganiu itd. Tak zrobiłem wczoraj wieczorem i dzis po takim treningu chodzę senny, zły ale nie głodny. Micha to podstawa 😉 a dzis nieco odpuszcze by dać odpocząć organizmowi.

    • mkon pisze:

      Mol, cały pic to dążyć do świata idealnego poprzez nieustanne kompromisy. Jestem świecie przekonany, ze osoba na dzisiaj trenująca tylko po 20, jak ustawi sobie cel: 1 trening w tygodniu przed z czasem zacznie zmieniać to we właściwym kierunku

  4. Michał pisze:

    No u mnie w tym roku (bo w ubiegłym jeszcze nie szło za dobrze) większość sesji treningowych wykonuję rano przed rozpoczęciem dnia. Jeśli jest to trening 2h to wstaję o 4:00. Ale z drugiej strony zasada jest taka, że wcześniej kładę się spać żeby te 7-8 h przespać. Niestety jak mam dwie sesje zdaża mi się zrobić sobie drzemkę (inaczej nie mogę) Problem w tym, że w ciągu dnia ciężko jest mi wolny czas przy pracy i dzieciach wygospodarować. Trening z rana lepiej wchodzi a i rodzina szczęśliwa bo w dzień mam dla nich więcej czasu 🙂

    • mkon pisze:

      są sowy i skowronki. Znam osoby, dla których 6 rano to środek nocy

  5. Wrs pisze:

    Ja triathlonem się bawię, trenuję też amatorsko sztuki walki i mam podobne rozterki odnośnie pory treningowej, bo jak słusznie zauważyłeś jak treni g się kończy 21-21:30 to ciężko jest się położyć o 23, a co dopiero zasnąć. Dwóch synów grających w piłkę, których trzeba zawieźć i odebrać z treningu, w soboty czy niedziele co jakieś 2 -3 tyg turnieje (Tata musi widzieć przecież wszystkie gole do 10go roku życia – you know what i mean). Jest ciężko momentami, bo można zrobić trening podczas treningu dzieci i nawet psa zabrać i go wybiegać (wyżeł), ale pod warunkiem, że sie wyrobisz z posiłkiem przedtreningowym na ok 2h przed. Z pozdrowieniami dla wszystkich zmagających sie z syndromem zbyt krótkiej doby, nie poddaję się!

    • mkon pisze:

      Miałem taki epizod w zyciu, kiedy prowadząc (latem) dwudniowe szkolenie (8-16) na północ od wwy, po pierwszym dniu wracałem do Olsztyna, żeby pograć z synem w piłkę. Nie wyobrażam sobie jeszcze wciskania w to trenowania. Wyżej dupy się nie podskoczy. Teraz syn ma 26 lat a jak zaczynałem bawić się serio w sport miał 18. Więc było posprzątane

  6. Piotr pisze:

    Ja mam odwrotnie. Zaczynam zyc tak na serio dopiero po 18-ej. Na pewno wiaze sie to z rytmem ppracy do ktorego bylem przyzwyczajony przez lata. Najwczesniej chodziem spac o 1-2 w nocy, a czesto sie zdarzalo, ze nawet pozniej (wczesniej). Tylko bajki dla dzieci grane sa do poludnia -:).
    Jedyny trening, ktory moge ewentualnie rano zrobic, to bieganie, ale nie przed 8:00. Basen najwczesniej o 10:00.
    Motywacje o 5:40 zostawiam szalencom.

  7. Wwoj pisze:

    To wszystko kwestia indywidualna. Podejście, motywacja i możliwości łączenia tri z codziennym życiem. Np dla mnie (kategoria O2D) 4:30 to standardowa godzina porannego biegania a zdarza się ruszać o przed 4 (głównie latem) bo o 6 musze wyksc na szychtę. Ale do takich wniosków każdy musi dojść sam metodaą prób i błędów, poznać jak smakuje przetrenowanie aby w porę wrzucić na luz.

    • mkon pisze:

      święta prawda. ja rzeczywiście mam luźniej. stąd taką mam zasadę