Nie wiem za bardzo jak napisać ten micro felieton, żeby nikt nie czuł się pomówiony, obrażony albo żeby czytelnicy nie pomyśleli sobie, że jakimś tam miszczem jestem z muchami w nosie. Dzisiejszy start w Chomiczówce dał mi jednak kilka rzeczy, które są dla mnie bardzo, ale to bardzo istotne. Zacznę jednak od października 2017r.
Po mistrzostwach świata dostawałem wiele, naprawdę wiele pytań o to, czy nie zabraknie mi motywacji. Deklarowałem od razu – nie zabraknie, bo 2:30 w maratonie ciągle przede mną. Jednak te moje tegoroczne bieganie na treningach idzie jakoś tak cholernie opornie, a waga ani drgnie. Trening do maratonu jest jednak nieporównanie trudniejszy (dla mnie), niż ten do ironmana. I łapię się od czasu do czasu na pojawiającym się w głowie pytaniu: czy chcę.
Tak kurwa. Chcę. Wielką satysfakcję sprawia mi bycie drugim w dzisiejszym biegu. Wielką z trzech powodów. Po pierwsze nie byłem pierwszy w kategorii – więc nic automatycznie się nie wygrywa. Zadziwiające jest, kiedy czytam w komentarzach, czy wiadomościach prywatnych nie, „który byłeś” ale „czy byłeś pierwszy”. Nie, nie byłem. Pobiegłem gorzej niż w zeszłym roku (o tym niżej). I to prawie o minutę. Po drugie NA SZCZĘŚCIE przegrałem nie z kolegą młodszym ode mnie o 4-5 lat (kategoria M40 to 9 roczników) ale z człowiekiem tylko ROK ode mnie młodszym (Krzempek Aleksander). W końcu przegrałem zasadniczo – i to aż o prawie 2,5 minuty. Znaczy old man can run FAST. Wszystko przede mną. Tylko trzeba się jakoś za siebie wziąć. I to jest MEGA motywacja. Zawsze wolałem być ostatni w lepszej grupie niż pierwszy w gorszej. Dziękuję Ci kolego za twój występ. Nie interesuje mnie wygrana z Tobą, ale bardzo motywuje mnie, aby w takich prędkościach jak dzisiaj pobiec w Manchesterze 42km.
Pisząc do Tomka, trudność biegu opisałem na 9/10. Mimo, że odczucia na biegu były lepsze niż rok temu (jakoś lżej) to coś mi ta dzisiejsza trasa nie leżała. Zawracanie o 180stopni może jest dobre w triathlonach ale nie w biegach i to z atestowanymi trasami. Chociaż tym, którzy pobiegli szybciej to nie przeszkadzało 😉 Zadowolenie z biegu oceniłem na 4/5. Bo niby jestem zadowolony i niby czasów porównywać nie można (w zeszłym roku 3 pętle, w tym 2) ale niedosyt mam. Dwie rzeczy mnie pocieszają: patrząc na plan (biec po 3:30) znowu zrobiłem górkę (średnia 3:27) i odwrotnie niż w zeszłym roku, do 14 km kontrolowałem wszystko. Tempo, zmęczenie, pracę rąk, bieg z biodra i inne rzeczy, które wyjdą na 35km maratonu. Swoją droga nie rozumiem jak ten sam garmin może pokazywać gorszą średnią z zeszłego roku i szybszy aż o tyle czas odcinka (całego). Ale to może El Kapitano mi wyjaśni.
A teraz? Teraz pakuję się na szkolenie do Wrocławia i zastanawiam się gdzie tam w czwartek pobiegać 10*1km po 3:20/km. Wzdłuż „Na Grobli” czy lepiej jednak gdzieś na siłowni? Bo bieżnia hotelowa to chyba jednak tego nie wytrzyma. Jakieś rady?
4 Komentarze
Do lotniska ścieżka jest, widuję tam dużo biegaczy, ale nie wiem jak ze smogiem i czy da się tam tak szybko biec 🙂
Ja podczas pobytów we Wrocku, biegam Na Grobli, fajny klimat tam jest, a Pani w Informacji Turyztycznej rownież „Groblę” polecała 🙂
też tam biegam. Ale odcinki mocne będę biegał w siłowni. Natomiast luźne piątkowe, poranne wybieganie właśnie wzdłuż ZOO 🙂
Sympatycznie jest też na wałach wzdłuż Kanału Żeglugowego między Al. Kochanowskiego a mostem Bartoszowickim (nazywa się to Folwarczna).
Odcinki co 1km są oznaczone dla biegaczy 🙂