Ależ tytuł mi się udał 😊 Bo to o tym worryingu będzie. Po 3 latach przerwy, szykuję się do ostatniego tri-startu w tym roku – ironmana w Malborku. Myślę (stan na dzisiaj, czyli wrzesień 2020), że będzie to mój przed przed ostatni długi dystans. Przedostatni to będzie iron kwalifikacyjny na Hawaje 2022, a ostatni to Mistrzostwa Świata. Oczywiście jak nie napotkam żadnej przyczepy na poboczu hłe, hłe.
Piszę ten tekst, bo ostatnie dwa dni to powrót do częste u mnie zestawu odczuć przedstartowych. I nie chodzi bynajmniej o popularną „sraczkę”. Tę, będę miał pewnie przed 6 rano w niedzielę, albo wieczorem w sobotę. W końcu start z innego poziomu, cel na ten rok osiągnięty (przypomnienie sobie ironmanowego BPS), wypadek, rekonwalescencja… starczy tych tłumaczeń.
Jednak mimo takiego, według mnie zdroworozsądkowego nastawienia, wkręciłem się w planowanie i ustalanie najlepszej strategii startowej. A w tym jak wiadomo, aero w częśći rowerowej odgywa tym większą rolę, im bliżej jesteśmy startu. I zanim odniosę się do sedna chciałbym, byście weszli w moje buty:
„kur…, przecież jak nie będę miał dętek lateksowych, to pojadę potencjalnie wolnie,j niż pokazywał ten gość na filmiku na YT. A jak dodatkowo nie będę miał dysku, to pojadę jeszcze wolniej. O czym tam Olga pisała jeszcze w komentarzu na feju? Aha. O kasku z szybką. Też go nie będę miał bo 2 lata nie miałem go na łbie, kark mi nie wytrzyma. Podobnie z bidonem aero na ramę. Będzie zwykły. Znowu ileś tam wat gorzej. Ale przecież….”
I tak dalej i tak dalej. I wraz z tymi myślami, pojawia się to nerwowe kręcenie w żołądku i liczenie potencjalnie utraconych watów, które przekładają się na wolniejszą jazdę, która z kolei spycha mnie na coraz niższe miejsce w klasyfikacji. KOSZMAR.
Jak rozpoznałem ten ból to poczułem się jakbym wrócił do znienawidzonej roboty z urlopu. Serio. Biegałem – było zajebiście. Brałem buty, strój startowy, żele i voila – byłem gotowy. Jak triathlonowałem z „luźną gumą w majtkach”, czy też na krótszych dystansach – też było zajebiście. Jak przychodzi do ironmana, gdzie część rowerowa trwa znacznie dłużej to zaczynam się stresować potencjalnie utraconymi korzyściami. No bo zacząłem sumować marginal gains. I widziałem ile tych watów w sumie jest. I strasznie mnie to męczy. Naprawdę złapałem taki moment, kiedy oczywiście psychosomatycznie, zaczął mnie boleć brzuch. A jak się tym męczę, to to pieprzę. Nie podoba mi się to.
I trochę inaczej niż w latach ubiegłych, pohamowałem naturalny odruch zalepiania tych leków tych lęków przez „aerolepienie”. Bo mogę przecież na 2 dni przed startem mogę jednak:
Będę wtedy full aero. Ale czy będzie to bezpieczne? I czy zagwarantuje mi zysk czasowy? Pewnie tak. W końcu marginal gains mówią o sumie mikrozysków. Ale czy warto ryzykować? Czy całe to aero w Malborku nie zostanie zaprzepaszczone jednym podniesieniem się z lemondki, żeby wyprostować bark (nie uciągnę dłużej niż 30’ ciągiem w pozycji „smutnego żółwia”). No i tutaj odpowiedź jednoznaczna nie jest.
Generalnie uważam (jak Trener Sidor), ze powinniśmy korzystać z najlepszego sprzętu na jaki nas stać. Po drugie uważam (jak Trener Kowalski), że powinniśmy być jak najbardziej aero jak to jest możliwe. U mnie na dzisiaj kilka elementów odpada. Ale już na kolejne starty po prostu trzeba mieć zestaw super hiper aero startowy i się z nim obwozić po zawodach. Proste jak konstrukcja cepa. Nie kombinować, tylko zmieniać. Pewnie z tą myślą postawiłem kupić jednak nowe opony, założyć je i zostawić sobie na starty w 2021. Tylko czy za rok nie okaże się, że nagle pojawia się nowość, któ®a daje kolejne 2 waty oszczędności…. I czy opanuję ten aeroworrying? Bo on jest najgorszy.
2 Komentarze
Misiu, jednak starzejesz się i za dużo myślisz 😋 Bierz co masz, w najlepszej konfiguracji do jakiej jesteś przekonany i OZD 😉
Nie ma co się tak rozczulać nad sobą. I tak na biegu większość z Nas objedziesz jak furmankę 😄
Panie Doktorze przyszły Profesorze. Dokładnie tak robię. Udało mi się ten aeroworrying wyłączyć. Ale patrząc z perspektywy sytuacji idealnej jednak ten zestaw startowy to działanie typu: „zrób i zapomnij” ergo „załóż i zapomnij”. Nie myślisz, tylko wstawiasz i wiesz, ze jest tip-top. Mnie bardziej chodziło to to deja vu. Bo ono przyjemne nie było